Ważne jest, byśmy ograniczyli potencjalne straty i mimo wszystko potrafili skorzystać na tej katastrofie. Musimy znaleźć swoje miejsce w nowej, słabszej Europie.

Należy oczekiwać realizacji starego scenariusza, który mówi, że gdy Europa ma grypę, jej najsłabsze kraje mają zapalenie płuc. Tak więc negatywny wpływ efektów Brexitu na Polskę może być znacznie większy niż skala naszych gospodarczych relacji z Wyspami. To było widać już po referendum, gdy złoty należał do najsilniej osłabiających się walut.

W takich momentach jest szczególnie ważne, by Polska miała zdrowe finanse publiczne. By ograniczać ich deficyt i przyrost zadłużenia. Czyli powinniśmy działać zupełnie odwrotnie, niż planuje dziś rząd. Należy się także spodziewać, że niekorzystnie zmieni się polityka Brukseli. Zacieśniać się będzie współpraca między najbogatszymi państwami, które będą się domagać od peryferii ściślejszej współpracy i przyjmowania euro. To nie będzie ułatwiać prowadzenia suwerennej polityki gospodarczej. Co gorsza, decyzja Brytyjczyków oznacza wyraźne zmniejszenie przychodów Unii i finansowanych nimi napływających do nas funduszy.

Pewną nadzieję dla nas budzi konieczność przebudowania struktury finansowej UE. Jej sercem była Wielka Brytania, a właściwie Londyn. Wątpliwe, by Bruksela zgodziła się pozostawić serce Unii poza jej granicami. Do tej roli będzie pretendować kilka najważniejszych europejskich miast.

Warszawa w tej konkurencji nie ma szans, ale mimo wszystko jest nadzieja, że i nasza giełda na tym skorzysta. To jednak też wymaga od nas dodatkowego wysiłku.