Oczywiście prawem każdej nowej ekipy jest wprowadzanie zmian, również tych „dobrych". Tyle że nowy zarząd zazwyczaj oznacza zmianę menedżerów zarówno wyższego, jak i niższego szczebla oraz nową strategię. Punkt krytyczny zmiana osiąga wtedy, gdy paraliżuje funkcjonowanie spółki. Poprzedni zarząd, który już „nauczył" się firmy, wylatuje, jak widzieliśmy to na przykładzie Tauronu czy KGHM. Nierzadko świeżo przezeń zatwierdzona strategia wyrzucana jest do kosza przez następców, a nowa dopiero się kształtuje. W tych warunkach władze spółki odkładają na później ważne decyzje, a przecież firma musi cały czas działać. Zarządzanie przez chaos nie kończy się niczym dobrym.

Warto zwrócić też uwagę na kadry, które trafiają do spółek Skarbu Państwa podczas kolejnych roszad. „Rzeczpospolita" niejednokrotnie opisywała przypadki, gdy np. do władz spółek paliwowych wchodziły osoby, które z ropą czy gazem nie miały nic wspólnego poza tym, że odwiedzały stacje benzynowe.

Jak pokazuje nasz barometr, karuzela stanowisk wyjątkowo szybko kręci się w spółkach energetycznych, choć tam jest to szczególnie niebezpieczne. Przed tym sektorem stoi olbrzymie wyzwanie budowy nowych bloków energetycznych. Jeśli nie powstaną, grożą nam przerwy w dostawach prądu. Inwestycje liczone są w miliardach i potrzeba w tych spółkach artystów w menedżerskim fachu, a niekoniecznie menedżerów artystów, jak w Enerdze, gdzie w ubiegłym roku „dobra zmiana" przyniosła firmie wiceprezesa heavymetalowca.