Na nieruchomościach chce bowiem zarabiać coraz więcej inwestorów. Najlepsze lokale wynajmowane na doby dają zarobić nawet 15 proc. rocznie. Inne, przeznaczone na tradycyjny najem długoterminowy, przynoszą średnio 5–6 proc. To na pewno rozpala wyobraźnię i każe uciekać z pieniędzmi z marnie oprocentowanych lokat.

Coraz większym wyzwaniem dla deweloperów jest znalezienie wykonawców inwestycji. Jak szacuje portal Dompress.pl, stawki za roboty budowlane w ciągu kilkunastu miesięcy wzrosły o ok. 15 proc. Usługi niektórych podwykonawców podrożały nawet o 30 proc.

Wysyp inwestycji, także infrastrukturalnych, sprawił, że brakuje rąk do pracy. Ten brak staje się coraz bardziej dotkliwy. Wydłużają się i przetargi, i negocjacje z oferentami. Do tego dochodzą problemy ze znalezieniem dobrych, rozsądnie wycenionych działek inwestycyjnych. Ceny gruntów poszły w górę nawet o kilkadziesiąt procent. Więcej trzeba też płacić za materiały budowlane. Tego inwestorskiego biegu z przeszkodami raczej nie ukończą mniejsze firmy.

Jak prognozują analitycy Haitong Banku, udział w rynku ich kosztem zwiększą duzi notowani na GPW deweloperzy. To im będzie sprzyjać koniunktura. Popyt na mieszkania przewyższy podaż. A to oznacza wzrost cen. Tylko w tym roku lokale mogą podrożeć średnio o 5–10 proc. 2019 rok ma przynieść kolejne podwyżki rzędu 2–4 proc. To pozwoli deweloperom zachować marże na dotychczasowym poziomie. Część firm może nawet odnotować wzrost sprzedaży.

Jedno jest pewne. Trudności umocnią mocnych. Słabsi odpadną.