Nic więc dziwnego, że decyzja Trumpa zirytowała wielu oficjeli ze Starego Kontynentu. Irytacja jest tym większa, że Unia Europejska niewiele może zrobić w tej sprawie. Amerykańskie władze zapowiadają, że są gotowe obłożyć sankcjami każdą spółkę łamiącą restrykcje nałożone na biznes z Iranem. Każda europejska firma, która będzie próbowała lekceważyć interesy Waszyngtonu, może zostać skutecznie odcięta od nowojorskiego rynku finansowego i wielkiego amerykańskiego rynku zbytu. Odstraszającym przykładem stał się niedawno koncern ZTE, który musiał wstrzymać produkcję smartfonów, bo został odcięty od dostaw podzespołów z USA. Amerykanie ukarali go w ten sposób właśnie za naruszanie sankcji nałożonych na Iran. A skoro udało się skutecznie uderzyć w Chińczyków, to Europejczycy wydają się nie mieć szans. UE po raz kolejny jest sprowadzana do roli obserwatora bezsilnie przyglądającego się działaniom USA.

W co jednak gra administracja Trumpa? Niektórzy prominentni jej przedstawiciele (np. John Bolton, prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego) otwarcie deklarują, że ich celem jest „zmiana reżimu w Teheranie". Wojna ekonomiczna jest zaś dla USA najmniej kosztownym środkiem do osiągnięcia tego celu. Irańska waluta doznała w ostatnich miesiącach załamania, a w grudniu 2017 r. przez kraj przetoczyła się fala protestów społecznych. Wznowienie sankcji będzie kolejnym ciosem dla irańskiej gospodarki. A skoro presja ekonomiczna doprowadziła do rozpadu Związku Sowieckiego, to przecież może się okazać też środkiem do obalenia władz w Teheranie.

Odrzucone przez Trumpa porozumienie nuklearne dawało szansę na przedłużenie życia irańskiego systemu szyickiej teokracji. Prezydent Stanów Zjednoczonych uznał jednak, że nie warto wspierać w ten sposób kraju, który jest na kursie kolizyjnym z USA i amerykańskimi sojusznikami na Bliskim Wschodzie. Wycofanie się z porozumienia nuklearnego z Iranem było więc z jego perspektywy krokiem bardzo logicznym.

Analizując działania administracji Trumpa, trzeba również brać pod uwagę. I tak np. groźby zbrojnego uderzenia na Koreę Północną okazały się zaproszeniem do negocjacji. Takiego scenariusza nie da się też wykluczyć w przypadku Iranu. Steven Mnuchin, amerykański sekretarz skarbu, stwierdził przecież niedawno, że celem USA jest skłonienie Iranu do zawarcia lepszej (korzystniejszej dla USA) umowy. Niezależnie jednak od celów amerykańskiej strategii trzeba przyznać, że przerasta ona europejskich oficjeli.