Europa, w tym Polska, z reguły podąża za USA z mniej więcej pięcioletnim opóźnieniem. Nie tym razem. Na Starym Kontynencie internetowa rewolucja trwa na dobre, a internauci dostrzegli już zalety kupowania online. Prognozy wskazują, że Europejczycy już za dwa lata niemal połowę zakupów zrobią w internecie.

Cieszy, że w tej rewolucji aktywnie uczestniczą polskie firmy. Śmiało serfują na fali e-gospodarki i wykorzystują szansę na zajęcie ważnego w niej miejsca na lokalnym i globalnym rynku. Na krajowym radzą sobie dobrze już od kilku lat. Tylko w ostatnich trzech polski rynek e-commerce mocno przyspieszył i rośnie średnio dziewięciokrotnie szybciej niż tradycyjny, stanowiąc coraz większy udział w całości handlu. Obecnie jego roczna wartość to już niemal 40 mld zł.

Rodzimi przedsiębiorcy energicznie rozpychają się również za granicą. Tu bez rozgłosu, ale systematycznie zwiększają sprzedaż towarów w takich kategoriach, jak RTV, AGD, odzież, buty czy opony. Kraje nadbałtyckie oraz Słowacja, Czechy czy Węgry – to tutaj w pierwszej kolejności pojawiają się e-witryny sklepowe polskich firm w lokalnych językach. Warto podkreślić, że często nie chodzi o założenie prostego sklepu internetowego, ale budowę funkcjonalnych serwisów oferujących całą gamę prokonsumenckich i innowacyjnych rozwiązań.

Czy coś powstrzyma polskich e-przedsiębiorców? Udowodnili już, że racjonalnie planują ekspansję zagraniczną: potrafią odrobić zadanie domowe związane z analizą nowego rynku i radzą sobie z jego specyfiką. Kłody pod nogi może im jednak rzucić polski ustawodawca. Chodzi o proponowane ograniczenie handlu w niedzielę. Przypomnijmy, że obywatelski projekt zakłada zamknięcie nie tylko sklepów tradycyjnych, ale również tych działających w sieci. Rząd na szczęście ma spore wątpliwości co do tego rozwiązania, zwłaszcza gdy ma ono dotyczyć handlu internetowego.

Jeśli jednak projekt przejdzie w proponowanym kształcie, będzie stanowił poważną przeszkodę w rozwoju polskich firm, ograniczając konkurencyjność naszych przedsiębiorców za granicą. Inna sprawa, że rynek nie zna próżni i na miejsce oferty polskich e-sklepów (zarówno w kraju, jak i poza jego granicami) natychmiast pojawią się zagraniczni oferenci, podlegający innym jurysdykcjom i – co najważniejsze – płacący podatki w swoim macierzystym kraju. Czas pokaże, czy ważniejszy jest polityczny interes czy interes polskiej gospodarki.