Niedawno kontrolowany przez państwo ubezpieczyciel chwalił się, że ma już pod swoją opieką większość państwowych spółek. Może w końcu pomoże to gigantowi, który w ubiegłym roku zanotował najniższe od dziesięciu lat zyski.

Poczta Polska po wypchnięciu InPostu z rynku przesyłek listowych wchodzi w usługi ochrony osób i mienia. Wygrała właśnie przetarg na świadczenie takich usług na lotnisku w Pyrzowicach i planuje zdobycie aż jednej piątej rozdrobnionego rynku ochrony – bo może liczyć na obsługę całej rzeszy państwowych i samorządowych spółek.

W kolejce do realizacji idei państwowej autarkii, czyli samowystarczalności gospodarczej (w Korei Północnej określanej jako dżucze), stoją kolejne firmy, np. LOT, PKO BP czy Polski Holding Nieruchomości. Ten ostatni liczy, że spółki Skarbu Państwa przeniosą się do zarządzanych przezeń biurowców. Państwowe firmy mają wielkie floty samochodowe. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli pojazdy te tankować będą na stacjach Orlenu. Zgryz ma tylko Polska Miedź: może zatrudnić ochroniarzy z Poczty, wynająć biura w PHN, ale żadna z tych firm surowca raczej od niej nie kupi.

Słyszymy, że wszystko odbywa się na rynkowych zasadach. To fikcja, bo trudno oczekiwać, że państwowy klient będący pod presją, by podpisać umowę z inną firmą państwową, wynegocjuje najlepsze możliwe warunki. Na takim zaburzeniu konkurencji cierpią firmy prywatne, powoli rugowane z różnych segmentów rynku. Największe straty – w postaci wyższych cen i gorszej jakości usług – poniosą zaś konsumenci.

Przez niemal trzy dekady od upadku ustroju, w którym państwo dominowało w gospodarce, udział jego spółek w wytwarzaniu polskiego PKB powoli się zmniejszał, schodząc niedawno poniżej 20 proc. To dalej niezwykle dużo na tle reszty UE. Co gorsza, trend ten zaczyna się teraz odwracać.