To nie jest dobry czas na reformowanie systemu. Stan finansów publicznych nie pozwala na jakiekolwiek odkładanie publicznych pieniędzy, a i Polacy nie są przyzwyczajeni do oszczędzania z myślą o zabezpieczeniu sobie spokojnej starości. Tymczasem reforma jest pilnie potrzebna. Jeżeli mamy sami finansować polskie inwestycje (zgodnie z planem Morawieckiego), jeżeli chcemy utrzymać poziom emerytur bez zwiększania składek i finansowania ich z budżetu, to trzeba zwiększyć długoterminowe oszczędności.

Rząd ma pełną świadomość, że system emerytalny w obecnej postaci nie może się utrzymać. Właśnie z tego powodu już Platforma ograbiła OFE. W obecnym rządzie istnieje frakcja rozdawnicza domagająca się przekazania do ZUS wszystkich pieniędzy z funduszy emerytalnych. To pozwoli rządowi przez dwa czy trzy lata nie myśleć o problemach ZUS. Będzie można dawać emerytom hojne podwyżki i jednocześnie nie podnosić składek. Oczywiście tak myślących polityków nie obchodzi, że za kilkadziesiąt lat nie będzie możliwe wypłacanie emerytur. Nieważne jest też, że tych pieniędzy będzie brakować gospodarce już wcześniej, a giełda skurczy się do rozmiarów powiatowego bazaru, na którym rządzić będzie zagraniczny, spekulacyjny kapitał.

Oczywiście jest też inna droga. Trudniejsza, ale korzystniejsza dla Polski. To mozolne budowanie kapitału, z którego najpierw będą finansowane inwestycje, a potem wypłacane emerytury. To oznacza, że trzeba chronić resztki majątku OFE przed ich użyciem na bieżące potrzeby. Ale przede wszystkim trzeba stworzyć system zachęcający Polaków do oszczędzania. Taki system powinien być wprowadzony przez specjalistyczne instytucje, prywatne i państwowe, oraz nadzorowany, gwarantowany, a przede wszystkim wspierany finansowo przez państwo. Z badań wyraźnie wynika, że Polacy chcą mieć możliwość kontroli swoich oszczędności.

Oczywiście bardzo chcemy, by ktoś dopłacał do naszych oszczędności. Ale rządowy pomysł, aby robiły to zakłady pracy, wydaje się ryzykowny. Firmy już dziś masowo wypychają swoich pracowników na umowy śmieciowe tylko po to, by nie płacić za nich składek. I nagle mamy projekt, żeby jeszcze zwiększyć ich obciążenia poprzez dopłacanie do oszczędności emerytalnych. W najbogatszych firmach to zadziała, ale w wielu będzie kolejnym powodem, by likwidować etaty i zatrudniać wyłącznie na śmieciówkach.