Dwadzieścia lat temu, kiedy przy okazji budowy nowych osiedli dbano wyłącznie o powierzchnię użytkową mieszkań i wystarczającą liczbę miejsc parkingowych, taka operacja uchodziłaby za efektowną, ale niepotrzebną fanaberię. Dziś jest budzącą podziw ciekawostką, a wkrótce może się stać powszechną praktyką albo nawet koniecznością.

Firma Husqvarna przeprowadziła przed kilku laty badanie mające na celu poznanie preferencji, trendów i oczekiwań dotyczących zieleni w mieście. W siedmiu państwach świata (Polska, Francja, Niemcy, Rosja, Szwecja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone) zapytano 3,5 tys. mieszkańców największych miast o znaczenie zieleni w ich otoczeniu. W Polsce 40 proc. respondentów uznało, że tereny zielone są czynnikiem pozytywnie wpływającym na wizerunek miasta. 51 proc. badanych wyraziło opinię, że w miastach powinno być więcej zieleni. No i najważniejsze: aż 74 proc. zadeklarowało, że za mieszkanie w zielonej okolicy jest w stanie zapłacić więcej.

Deweloperzy wiedzą o tym coraz lepiej i na różne sposoby starają się dopasować ofertę. Sporo mówią już same nazwy nowych inwestycji: ciągle przybywa różnych „brzozowych gajów", „klonowych lasków", „leśnych dolin" czy „zielonych zakątków".

Dziś firmy znacznie częściej niż kiedyś inwestują w zieleń nie tylko z powodu konieczności, na przykład wymogów planów zagospodarowania przestrzennego. Chwalą się tym, że na ich osiedlach pojawiają się „dorosłe" drzewa zamiast sadzonek, krzewy z liśćmi zmieniającymi barwę wraz ze zmianą pór roku czy nawet rośliny o właściwościach antysmogowych. To wszystko oczywiście kosztuje, ale się opłaca. Bo mieszkanie można sprzedać szybciej, łatwiej i drożej.