Ale świat nie jest idealny, więc będzie inaczej. Będzie tak jak w krajach, w których zakaz handlu (lub poważne jego ograniczenia) wprowadzono już dawno.

W dziewięciu spośród dwudziestu ośmiu państw Unii Europejskiej obowiązują ograniczenia dotyczące handlu w dni świąteczne. Chyba najbardziej restrykcyjnie jest w Niemczech, gdzie teoretycznie obowiązuje zupełny zakaz handlu w niedzielę, zwany tam Sonntagsruhe, czyli „niedzielną ciszą". Zamknięte muszą być wszystkie sklepy, niezależnie od tego, czym handlują, kto jest ich właścicielem, jak dużą mają powierzchnię i czy za kasą stoi tylko pracownik czy aż sam właściciel. Niby bardzo to restrykcyjne. Jednak dopuszczono wyjątki: działać mogą m.in. stacje paliw i sklepiki przy nich, a także placówki handlowe na dworcach kolejowych. Efekt? Stacje benzynowe szybko zamieniły się w minimarkety, a duże sieci otwierają swoje placówki na dworcach kolejowych. Co ciekawe, dotyczy to nie tylko sklepów spożywczych – w niedzielę handluje, nie łamiąc prawa, np. pewna popularna również w Polsce sieć drogeryjna. Berlińczycy czy drezdeńczycy robią tam więc zakupy niemal jak co dzień.

W Polsce będzie podobnie. Projekt ustawy również wspomina o dworcach kolejowych, zakłada też możliwość handlu na stacjach benzynowych (które zapewne poszerzą asortyment, jak te za Odrą), a nawet w sklepach z pamiątkami i upominkami (nie precyzując, co dokładnie jest pamiątką i upominkiem) czy też w „zakładach hotelarskich" i obiektach „prowadzących działalność w zakresie turystyki".

A skoro Niemiec potrafił, to tym bardziej Polak da radę.