Intuicja podpowiada, że zniekształci on warunki konkurencji – ze stratą dla konsumentów i dostawców.

Duże sieci handlowe będą starały się go zrekompensować, przerzucając koszty na klientów – w postaci wyższych cen detalicznych, oraz producentów – zbijając koszty dostaw. Ale skoro już fiskus uparł się szukać w handlu pieniędzy na sfinansowanie ambitnych programów socjalnych nowego rządu, to dobrze, że słucha komentarzy z rynku i – jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej" – modyfikuje projekt, wycofując się z bardziej absurdalnych rozwiązań.

Absurdem byłoby przecież opodatkowanie sieci franczyzowych, jak gdyby działały w jednej zintegrowanej grupie kapitałowej. Składają się przecież z indywidualnych przedsiębiorców, tyle że działających pod jednym sztandarem. Absurdem byłoby karne obłożenie wyższą stawką zakupów w weekendy – przedsiębiorcy sygnalizowali, także na łamach „Rzeczpospolitej", że łatwo da się ją ominąć, dostarczając wybrane przez klienta towary np. w poniedziałek. Do kasacji jest też kolejny absurd: obciążenie firm kurierskich odpowiedzialnością za opłacenie podatku obrotowego przez zagraniczne e-sklepy wysyłające towary do Polski.

W nadziei, że urzędnicy czytają prasę, podpowiadam: dyskusyjna jest progresja nowego podatku. W zamierzeniu ma realizować cel – nazwijmy to ideologiczny – i dla dobra firm polskich bić w handlowe giganty zwykle należące do inwestorów zagranicznych. Tyle że karząc firmy za osiąganie coraz wyższych obrotów, podatek stanie się hamulcem rozwoju przedsiębiorstw krajowych.

Lepsza – jeśli już w ogóle go wprowadzać – byłaby stawka jak najniższa, z małą kwotą wolną dla najmniejszych sklepów. Tylko taka nie dawałaby bodźców do ucieczki przed nową daniną. Bo efektywne są i przynoszą oczekiwane dochody tylko podatki powszechne i stosunkowo niskie.