To oczywiste, że zagraniczny student paryskiej Sorbony pomaga później francuskiej firmie jako lokalny urzędnik, a po latach nawet członek najwyższych władz swojego, kraju. W wielu państwach takie kontakty w biznesie są kluczowe. Każdy liczący się gospodarczo kraj tworzy lobby złożone z byłych studentów. Francja, Hiszpania, Niemcy... Tylko nie Polska.

Resort rozwoju skupił się na tworzeniu zagranicznych biur handlowych, które mają wesprzeć eksport. Ale to nie wystarczy. Jeśli Polska chce zaistnieć w ludnych i szybko rozwijających się krajach, musi stawiać na absolwentów, organizować ich spotkania, przyjazdy do Polski, tworzyć silne organizacje i nie żałować na to grosza. Choćby dlatego, że nie ma takich kontaktów i wpływów jak dawne mocarstwa kolonialne. Dlaczego mając tak ważnych absolwentów jak prezydent Mali, wielu ministrów w Angoli czy Senegalu, nie potrafiliśmy ich wykorzystać?

Jak jednak pogodzić taką politykę z ostatnim pogorszeniem się atmosfery wokół cudzoziemców? Ksenofobia niektórych Polaków, źle pojmujących istotę patriotyzmu, pachnie wręcz gospodarczym sabotażem przeciwko własnej ojczyźnie.