Sektor security, zatrudniający wciąż 250 tys. pracowników, boi się kolejnego wstrząsu spowodowanego podniesieniem minimalnej stawki godzinowej do 13 zł od początku stycznia 2017 r.
Prezesi spółek ochrony już w zeszłym roku mieli problem z renegocjowaniem umów, bo klienci odrzucali droższe oferty wymuszone wzrostem kosztów pracy spowodowanym ozusowaniem zleceń. Urzędowe regulacje, które miały w założeniu cywilizować wart 7,5 mld zł rocznie rynek security, spowodowały zwolnienia blisko 50 tys. najsłabiej kwalifikowanych pracowników.
Teraz masowym porzucaniem posterunków grozi sama ochroniarska elita – konwojenci, certyfikowani specjaliści z uprawnieniami do posługiwania się bronią. Chcą zarabiać więcej od szeregowych ochroniarzy, których stawki na pułap 13 zł za godzinę podniosą nowe przepisy. – Jeśli ich oczekiwania nie zostaną zaspokojone, grożą masowym odejściem z pracy – twierdzi Beniamin Krasicki, prezes dużej spółki City Security.
– Od dawna ostrzegaliśmy, że kolejna zmiana skonfrontuje szeregowych pracowników ochrony z kwalifikowanymi, wykonującymi trudniejsze zadania związane z większym ryzykiem. Mamy coraz więcej sygnałów, że klienci, renegocjując aneksy do umów, akceptują jedynie wzrost koszów spowodowany podniesieniem stawki godzinowej dla najmniej zarabiających. W budżetach ochranianych firm nie ma pieniędzy na proporcjonalne podnoszenie wynagrodzeń dla specjalistów – ostrzega Sławomir Wagner, szef Polskiej Izby Ochrony.
Kadrowe turbulencje
To poważny problem, bo w sektorze ochrony przeszkolonych fachowców z uprawnieniami wpisanych na listę kwalifikowanych strażników jest przynajmniej 100 tys. – Regularnie ponoszą oni koszty szkoleń, badań, stałego podnoszenia kompetencji. Nie akceptują więc teraz zrównania gaż z branżowymi „szarakami". Trudno się dziwić, że jeśli nie zostaną docenieni na początku 2017 roku, poszukają innej, mniej wymagającej pracy – mówi prezes PIO.