Polska nie doczekała się jeszcze startupu, którego wycena przekroczyłaby poziom 1 mld dol. (tzw. jednorożec). Analizując transakcje venture capital w Europie, widać, że rodzime startupy w ostatnim czasie nie znajdowały się nawet w orbicie zainteresowań poważnych, międzynarodowych inwestorów. To konsekwencja tego, że nie mamy biznesów o zasięgu globalnym. Ale problem z tzw. skalowalnością mają nie tylko młode, innowacyjne firmy. Trudno bowiem wskazać również rodzime dojrzałe przedsiębiorstwa, które byłyby na świecie rozpoznawalne.
Zmienia się mentalność menedżerów
Eksperci tłumaczą to zjawisko tym, że wielkość polskiego rynku i jego systematyczny wzrost powodował, że przez wiele lat polskie przedsiębiorstwa koncentrowały się wyłącznie na polskim rynku. Jak wskazuje Jerzy Kalinowski, doradca zarządu KPMG w Polsce, rodzime firmy lepiej rozumiały potrzeby i preferencje krajowego klienta i łatwiej im też było sprzedawać na rynku, który dobrze znają.
Dla odmiany w małych republikach bałtyckich bardzo wiele przedsiębiorstw od samego początku swojego istnienia dążyło do ekspansji międzynarodowej. Ten negatywny dla Polski obraz zaczyna się jednak zmieniać.
– W ostatnim okresie wyraźnie można zaobserwować zmianę mentalności zarówno menedżerów w polskich dużych i średnich przedsiębiorstwach, jak i startupowców. Wyjście na rynki zagraniczne, w szczególności innych krajów Unii Europejskiej, stało się jednym z głównych celów strategicznych wielu z nich – mówi „Rzeczpospolitej" dr Jerzy Kalinowski.