Odkrywkowe kopalnie diamentów w Jakucji nie przypominają żadnych innych na świecie. Są unikalne, jeżeli chodzi o zastosowaną technologię i rozmiary. Kopalnia taka to wielki lej w ziemi ze spiralnymi tarasami, po których jeżdżą Kamazy z urobkiem, zwężający się ku wnętrzu, wchodzący w głąb na ponad pół kilometra. Przy najsłynniejszej z nich - kopalni „Mir" stoi tablica z parametrami wielkiej dziury: średnica leja: do 1,2 km; głębokość: 525 m; długość spiralnego zjazdu na dno: 7,7 km; Leje stworzyły wokół swoiste warunki meteo. Przy kopalniach stoją ostrzeżenia, że nad lejami nie wolno latać helikopterami. Dlaczego? Bo je zasysa do środka.
Do tego dochodzą warunki atmosferyczne. Jakucja to najzimniejsza część Syberii - zimy ponad 50 st mrozu, krótkie upalne lata. Wszystko to daje diamenty o niespotykanym w innych regionach zimnym świetle. W końcu lipca (29) na dnie kopalni Mir doszło do niespodziewanego osuwiska gruntu na głębokości 300 m. Na miejscu zginął jeden górnik a pod ziemią znalazła się też jedna ciężarówka. W momencie katastrofy w leju znajdowało się 11 górników. Nie przeprowadzono ich ewakuacji. Kazano ludziom pracować dalej.
W tydzień później (4 sierpnia) na dno leja wdarła się woda. W leju znajdowało się 151 górników. Ratownicy wyprowadzili 143. Pozostałych do dziś nie odnaleziono.
Rodziny górników opowiedziały gazecie RBK o licznych naruszeniach zasad bhp, zmuszaniu ludzi do pracy, pomimo zagrożenia. Prokuratura wszczęła dochodzenie. Trzech wiceprezesów straciło stanowiska. Tylko jedno odejście oficjalnie ma związek z wydarzeniami w kopalni.
Kierownictwo Alrosa odrzuca oskarżenia rodzin o liczne naruszenia bezpieczeństwa pracy, co miało mieć związek z naciskami na jak największe wydobycie diamentów. W kopalni Mir wcześniej dochodziło już do podobnych wypadków. Ostatnio w 2015 i 2016 r.