Restauratorzy z średnich miast stawiają na dowóz

Wydawałoby się, że to w dużych miastach jest największy odsetek lokali gastronomicznych oferujących dostawę do domu, ale to średnie miasta przodują i to w nich rynek jest najbardziej nasycony.

Aktualizacja: 19.04.2018 18:17 Publikacja: 19.04.2018 18:10

Restauratorzy z średnich miast stawiają na dowóz

Foto: Adobe Stock

Praktycznie nie ma nikogo, kto nie skorzystałby choć raz z opcji zamówienia jedzenia do domu czy biura. W dużych aglomeracjach klienci otoczeni są reklamami serwisów pośredniczących w dostawach, a warszawską codziennością są kurierzy z charakterystycznymi kwadratowymi plecakami. Wydawałoby się, że to właśnie w stolicy lokali z dostawą powinno być najwięcej – tak w liczbach bezwzględnych, jak i procentowo. Tymczasem z raportu firmy Stava (zajmującej się dostarczaniem zamówień) wynika, że największe nasycenie lokali oferujących jedzenie w dostawie jest w miastach średnich.

Najwięcej lokali oferujących dowóz (procentowo) znajdziemy w Siedlcach – 37,9 proc. lokali gastronomicznych oferuje dostawę. Powyżej 30 procent takich lokali znajdziemy też w Białej Podlasce, Stalowej Woli, Bełchatowie czy Inowrocławiu.

- Przebadaliśmy publicznie dostępne dane z portali społecznościowych z 86 miast powyżej 50 tys. mieszkańców w Polsce, badając, jaki odsetek punktów gastronomicznych realizuje dowozy. Do puli włączyliśmy całą gastronomię, łącznie z kawiarniami. Średni odsetek lokali z dowozem w kraju wynosi 19 proc., przy czym wśród dziesięciu miast o największej populacji zmniejsza się on do 18 proc., a najwyższy udział restauracji z dowozem w całej bazie gastronomicznej widać w miastach od 50 tys. do 80 tys. mieszkańców – stwierdzają analitycy Stavy w raporcie.

Stava przebadała również nasycenie miast lokalami oferującymi różne kategorie jedzenia, tworząc dla każdej z nich osobny indeks (pizza index, sushi index itp.) i okazuje się, że są miejscowości, w których na jedną pizzerię przypada nieco ponad 2 tysiące mieszkańców (rekordzistką jest Jelenia Góra, gdzie na jedną pizzerię przypada 1643 mieszkańców). Dla porównania – w Warszawie na jedną pizzerię przypada 8 tysięcy mieszkańców. O pizzerię najtrudniej w Koszalinie, gdzie na jedną przypada niemal 18 tysięcy osób.

Warszawa jest najbardziej konkurencyjnym rynkiem w przypadku sushi – na jeden lokal oferujący wariacje japońskich dań przypada 12096 osób. Ale tuż za stolicą jest Płock (12130 osób) i małe Zawiercie (12569 osób). Średnia krajowa w przypadku sushi to ponad 25 tys. osób na „suszarnię". Względnie najmniejsze nasycenie w Polsce jest lokalami oferującymi jedzenie wege – średnia krajowa to 49235 osób, a najostrzejsza konkurencja jest w Katowicach, gdzie na jedną przypada 24843 potencjalnych klientów.

Sektor gastronomiczny wydaje się być beneficjentem zakazu handlu. Z analizy wynika, że liczba zamówień (w zależności od miasta) wzrosła o od 33 do 65 procent w porównaniu do niedziel sprzed wprowadzenia ograniczeń w handlu. Dane raportu firmy Stava potwierdzają tu obserwacje czynione nieuzbrojonym okiem – wystarczy w niehandlową niedzielę przejść się po ulicach na których są lokale gastronomiczne by zauważyć większy ruch. Dotyczy to również liczby zamówień w dostawie.

Klienci rzadko zdają sobie sprawę z jednej rzeczy, która w przypadku lokali oferujących jedzenie w dostawie jest niezwykle istotna. Większość, szukając jedzenia na biurowy lunch lub kolację w domu odrzuca oferty z płatną lub drogą dostawą. Tymczasem, co może zaskoczyć, koszty te są spore – przeciętny koszt dostawy pizzy to prawie 13 zł, a sushi 17,59 zł. Oczywiście, im więcej dany lokal ma zamówień, tym niższy jest jednostkowy koszt dostawy, nie spada on jednak poniżej 11 złotych.

Sama dostawa (w czym specjalizuje się firma, która sporządziła raport) to również wyzwanie logistyczne. Najłatwiejsze w transporcie sushi (nie musi być gorące) ma zazwyczaj najdłuższą drogę do pokonania, z kolei pizza musi do klienta trafić możliwie najszybciej. Do klientów najszybciej zaś trafia kebab, który średnio dociera do klienta w 37 minut, podczas gdy pizza potrzebuje niemal godziny, a sushi aż 78 minut. Najgorszymi porami do zamawiania jedzenia są godziny ranne – do południa oraz wczesno-wieczorne – około 19. Posiłki najszybciej docierają do klienta około 21 i około 23.

Raport Stava o rynku dowozów jedzenia powstał na podstawie danych z 2017 i początku 2018 roku zebranych podczas świadczenia usług dowozowych oraz z audytów restauracji zatrudniających własnych dostawców. Część danych pochodziła z ogólnodostępnych źródeł (np. mediów społecznościowych).

Praktycznie nie ma nikogo, kto nie skorzystałby choć raz z opcji zamówienia jedzenia do domu czy biura. W dużych aglomeracjach klienci otoczeni są reklamami serwisów pośredniczących w dostawach, a warszawską codziennością są kurierzy z charakterystycznymi kwadratowymi plecakami. Wydawałoby się, że to właśnie w stolicy lokali z dostawą powinno być najwięcej – tak w liczbach bezwzględnych, jak i procentowo. Tymczasem z raportu firmy Stava (zajmującej się dostarczaniem zamówień) wynika, że największe nasycenie lokali oferujących jedzenie w dostawie jest w miastach średnich.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Setki tysięcy Rosjan wyjadą na majówkę. Gdzie będzie ich najwięcej
Biznes
Giganci łączą siły. Kto wygra wyścig do recyclingu butelek i przejmie miliardy kaucji?
Biznes
Borys Budka o Orlenie: Stajnia Augiasza to nic. Facet wydawał na botoks
Biznes
Najgorzej od pięciu lat. Start-upy mają problem
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie