Wojna o pasażera nabiera rumieńców

Potencjał rynku przewozu osobowego w polskich miastach jest gigantyczny. A ponieważ na rynku jest już stosunkowo ciasno, to rywalizacja między graczami z tej branży jest wyjątkowo ostra.

Publikacja: 19.06.2018 20:00

Wojna o pasażera nabiera rumieńców

Foto: Fotolia

Rynek określany jako mobility on demand (z ang. mobilność na zamówienie) rozwija się w błyskawicznym tempie. W 2024 r. globalnie ma być wart 200 mld dol. Pod tym hasłem kryją się usługi taksówkowe, ale także przewozy zamawiane np. za pośrednictwem aplikacji i platformy do tzw. współdzielenia przejazdów (ride-sharing). Danych odnośnie do polskiego rynku nie ma, ale prognozy światowe firmy Global Market Insights pokazują trend. Przez najbliższe sześć lat wartość mobility on demand skoczy niemal dwukrotnie (z obecnych 100 mld dol.).

Jak w Nowym Jorku

W Polsce ta część rynku, o którą z jednej strony biją się korporacje taksówkowe i pośrednicy między taksówkarzami a pasażerami (iTaxi, mytaxi), a z drugiej platformy, jak Uber, Taxify czy BlaBlaCar, to niezwykle atrakcyjny kąsek. Ale i niełatwy. Wystarczy powiedzieć, że w Warszawie jest 11 tys. taksówek, a to liczba zbliżona do tej w Nowym Jorku. W dodatku spora część przewoźników jeździ bez licencji, które wymagane są dla kierowców pracujących dla tradycyjnych korporacji. Sytuację ma uregulować nowa ustawa o transporcie, której projekt przygotowało Ministerstwo Infrastruktury.

Taxify czy Uber to platformy zbliżone do mytaxi i iTaxi. Z jednym wyjątkiem. Te ostatnie korzystają tylko z licencjonowanych taksówek, a dwie pierwsze zezwalają, by każdy kierowca, który chce zarobić, mógł świadczyć usługę przewozową. W opozycji do wszystkich tych przewoźników stoją zaś korporacje taxi, które tracą rynek na rzecz nowych rywali, którzy korzystają z innowacyjnych technologii.

Ta sytuacja może się zmienić z powodu wspomnianej ustawy, która zaostrza przepisy. W skrócie: kierowcy (np. Ubera) będą musieli mieć taką samą licencję jak taksówkarze. To podważy model biznesowy stosowany dotąd przez Ubera. Dla tej internetowej platformy nasz rynek jest jednak zbyt ważny, by z tego powodu z niego zrezygnować. Warszawa dla amerykańskiego giganta to miasto równie ważne jak Londyn czy Paryż pod względem liczby kierowców i pasażerów. Gigant, nazywany największym wrogiem taksówkarzy na świecie, zapowiedział, że dostosuje się do nowych wymogów. – Nie wycofamy się z Polski – zapewniają w polskiej centrali Ubera.

Ale przedstawiciel kancelarii LSW przestrzegają, że zmiany w przepisach mogą zahamować wzrost w sektorze usług transportu samochodowego i rozwijających się wraz z nimi nowych technologii. A tego pozytywnego efektu wzrostu rynku, związanego z działalnością Ubera czy Taxify, nie ukrywają sami taksówkarze. – Z jednej strony spółki technologiczne na rynku transportowym zmusiły nas do pracy w warunkach nieuczciwej konkurencji, ale z drugiej rynek przewozów dynamicznie urósł – komentuje Paweł Osowski, prezes EcoCar. – Pasażerowie, którzy nie korzystali wcześniej z usług taxi, wsiedli do samochodów. Z naszych analiz wynika, że już z tych samochodów nie wysiądą. Rynek urósł trwale, z czego w warunkach uczciwej konkurencji będą korzystać wszyscy – dodaje.

Nowe trendy

Jarosław Grabowski, prezes iTaxi, tłumaczy, że Polska jest na wcześniejszym etapie rozwoju w zakresie mobilności miejskiej niż USA czy kraje Europy Zachodniej. – Niemniej segment tych usług rośnie bardzo dynamicznie, a pasażerowie coraz chętniej korzystają z aplikacji jako preferowanego rozwiązania. Staramy się zmieniać przyzwyczajenia klientów, pokazując prostszy i bardziej efektywny sposób zamawiania i rozliczania usług – komentuje.

Aplikacje, dzięki zbieraniu i analizie ogromnej liczby danych, umożliwiają bieżącą optymalizację usług. W efekcie ta sama liczba kierowców może obsłużyć dużo większy popyt, m.in. przez łączenie kursów i przekazywanie zleceń, zanim zakończą się poprzednie. – Jesteśmy w stanie przewidzieć ruch pasażerów i wysyłać taksówkarzy w miejsca o największym zapotrzebowaniu – zaznacza.

Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający mytaxi w Polsce, twierdzi z kolei, że dzięki aplikacjom zmienił się obraz branży taxi. – Wzrosła jakość świadczonych usług, a osoby nigdy wcześniej niekorzystające z taksówek przekonały się do tej usługi. Usługa taxi może istotnie wpłynąć na rozładowanie korków, a szczególnie na ograniczenie zajmowanych miejsc parkingowych – zauważa nasz rozmówca.

Nie bez wpływu na systemy transportowe będą nowe trendy w metropoliach. – Miasta mają lub przymierzają się do wyznaczenia stref eko, gdzie będą mogły wjeżdżać bezpłatnie tylko taksówki, a z czasem wyłącznie te o bardziej przyjaznych dla natury parametrach. Dlatego inwestujemy w flotę aut hybrydowych i elektrycznych, testujemy różne rozwiązania, w tym np. marki Tesla – tłumaczy Jarosław Grabowski.

Jeszcze dalej z innowacyjną ofertą poszło mytaxi – wprowadziło usługę match (możliwość zamówienia jednej taksówki przez dwóch pasażerów jadących w tym samym kierunku). Ta pierwsza tego typu oferta w Europie ruszyła w Warszawie. To odpowiedź na korki i zanieczyszczenie powietrza nadmierną emisją spalin. Do tego jest tańsza. Dlatego sięgają po nią ludzie młodzi (22–29 lat). – Aż 93 proc. z nich docenia wynikające z tego oszczędności, 89 proc. nowoczesność usługi – dodaje Krzysztof Urban.

Rynek określany jako mobility on demand (z ang. mobilność na zamówienie) rozwija się w błyskawicznym tempie. W 2024 r. globalnie ma być wart 200 mld dol. Pod tym hasłem kryją się usługi taksówkowe, ale także przewozy zamawiane np. za pośrednictwem aplikacji i platformy do tzw. współdzielenia przejazdów (ride-sharing). Danych odnośnie do polskiego rynku nie ma, ale prognozy światowe firmy Global Market Insights pokazują trend. Przez najbliższe sześć lat wartość mobility on demand skoczy niemal dwukrotnie (z obecnych 100 mld dol.).

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Setki tysięcy Rosjan wyjadą na majówkę. Gdzie będzie ich najwięcej
Biznes
Giganci łączą siły. Kto wygra wyścig do recyclingu butelek i przejmie miliardy kaucji?
Biznes
Borys Budka o Orlenie: Stajnia Augiasza to nic. Facet wydawał na botoks
Biznes
Najgorzej od pięciu lat. Start-upy mają problem
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie