To coraz popularniejsza technologia. Rynek takich urządzeń „smart” szybko rośnie i - według prognoz - w ciągu trzech lat jego globalna wartość skoczy ponad 10-krotnie, do poziomu 3,6 mld dol. Zamki takie nie są jednak bezpieczne.

- Osoby, które chcą korzystać z inteligentnych zamków np. do zamykania domu, powinny wstrzymać się jeszcze kilka lat, do czasu pojawienia się rozwiązań następnej generacji - mówi David Maciejak, kierownik zespołu ds. badań i rozwoju FortiGuard Lion, firmy grupy Fortinet.

Dzięki technologii tzw. geofencingu inteligentny zamek można zaprogramować tak, by otwierał się lub zamykał, gdy „klucz” - np. smartfon - znajduje się w określonej odległości. Właściciel zamka może udostępnić na urządzenia gości wirtualne klucze, a następnie dezaktywować je po ich wyjeździe. Ponadto inteligentne zamki umożliwiają ich właścicielom zdalne monitorowanie, otrzymywanie powiadomień oraz prowadzenie ewidencji otwierania i zamykania drzwi.

Inteligentne zamki mają jednak pewną wadę. Zdaniem Maciejaka oprogramowanie, które je obecnie obsługuje, jest podatne na ataki hakerskie. W najgorszym przypadku przesyła ono kody zamykania/otwierania w formie zwykłego tekstu, który można bez trudu przejąć. Inne rodzaje takiego oprogramowania w niedostatecznym stopniu korzystają ze standardów kryptograficznych, co pozwala hakerom przechwycić i zapisać sygnały wysyłane podczas używania zamka, by ponownie ich użyć do otwarcia drzwi. Według eksperta Fortinetu dopiero przyszłe rozwiązania tego typu umożliwią szybkie i łatwe aktualizowanie oprogramowania, używanie bezpieczniejszego protokołu i być może wykorzystanie funkcji biometrycznych zamiast klucza fizycznego. - Wprawdzie dane biometryczne też mogą być przejęte przez cyberprzestępców, ale znacznie trudniej je zgubić lub ukraść - twierdzi Maciejak.