Berlinale 2018: Kino bez celebrytów

Polityczno-społeczne debaty i film animowany na początek festiwalu.

Aktualizacja: 15.02.2018 21:41 Publikacja: 15.02.2018 16:55

„Wyspa psów” Wesa Andersona to mocny komentarz dzisiejszych czasów.

„Wyspa psów” Wesa Andersona to mocny komentarz dzisiejszych czasów.

Foto: Twentieth Century Fox Film

Korespondencja z Berlina

Po raz pierwszy w 68-letniej historii berliński festiwal otworzyła długometrażowa animacja. Co prawda zrealizowana przez Wesa Andersona, twórcę o niezwykłej wyobraźni, w przeszłości sześciokrotnie nominowanego do Oscara, który na koncie ma inny film rysunkowy – „Fantastycznego Pana Lisa".

Po pokazie „Wyspa psów" decyzja dyrektora Dietera Kosslicka nie mogła nikogo dziwić. „Wyspa psów" to film pełen uroku, ale też mądrości. – Zainspirowała mnie miłość do filmów japońskich, przede wszystkim Akiry Kurosawy. A także specjalne amerykańskie, bożonarodzeniowe programy telewizyjne – przyznał w Berlinie Wes Anderson.

 

Pokazał więc Japonię niedalekiej przyszłości i wielką „psią grypę", która sprawiła, że mer miasta Megasaki kazał miejscowe psy odizolować na specjalnej wyspie, służącej dotąd za wysypisko śmieci. Znany profesor wynalazł szczepionkę całkowicie likwidującą chorobę, ale tę informację trzeba zataić, a medyka się pozbyć. I tylko 12-letni przyszywany syn mera, Atari, próbuje odszukać na wyspie swojego czworonożnego przyjaciela Spotsa.

– Chciałem zrobić japońską fantazję, ale kiedy zaczęliśmy pracować, zrozumieliśmy, że robimy film całkowicie współczesny – przyznaje reżyser.

To mocny komentarz dzisiejszych czasów. Anderson pokazał mechanizmy oddziaływania na tłumy, cynizm polityków szukających wroga, by zawładnąć społeczeństwem, wzbudzając w nim strach. I ruchy społeczne, które jednoczy nienawiść. Zrobił szalony film o współczesnym świecie. Chwilami bardzo okrutny, ale jednocześnie wzruszający. Opowiedział o przyjaźni, lojalności. I o tym, że prawdziwe wartości zwyciężą.

Na konferencję prasową Anderson przyszedł w towarzystwie świetnych aktorów, bo głosów użyczały bohaterom filmu największe gwiazdy: od Scarlett Johansson do Billa Murraya.

Był to więc nietypowy, ale ciekawy i przewrotny początek festiwalu.

Polska obecność

A co dalej? Tegoroczne Berlinale jest wielkim znakiem zapytania. To najmniej gwiazdorska edycja ostatnich lat. Ale może to właśnie jest znaczące? O Złotego Niedźwiedzia będą w tym roku walczyły filmy pokazujące problemy uchodźców, jak „Eldorado" Markusa Imhoofa i wolności w świecie represji politycznych.

 

„Dowłatow" Aleksieja Germana Jr. to historia rosyjskiego pisarza i dziennikarza, przedstawiciela tzw. trzeciej fali emigracji, który zmarł w Nowym Jorku w 1990 roku. Wiele pytań towarzyszy filmowi Erika Poppe'a, który tragedię na Utoi, gdzie z rąk Andersa Breivika zginęło 69 osób, zamknął w thrillerze o uciekających przed mordercą dzieciach.

O Złotego Niedźwiedzia będzie też walczyć Małgorzata Szumowska, która tym razem w Berlinie pokaże „Twarz" – historię człowieka, który po wypadku i leczeniu wraca w rodzinne strony z inną twarzą. Jagoda Szelc zaprezentuje w Forum „Wieżę. Jasny dzień". W Generation 14plus znalazła się animacja Pauliny Ziółkowskiej „Na zdrowie!". Duży sukces odniosła młoda reżyserka Marta Prus, autorka filmu „Over the Limit", która znalazła się wśród obiecujących dziesięciu talentów wytypowanych przez pismo „Variety".

Akcja #MeToo trwa

Na razie więcej niż o filmach i gwiazdach mówi się o debatach. Tegoroczny festiwal odbywa się w cieniu niepokojów politycznych i akcji #MeToo.

– Jesteśmy częścią świata – powiedział Dieter Kosslick w wywiadzie dla „Deutsche Welle". – Dzisiaj wszędzie obecna jest dyskusja #MeToo, dlatego będzie również na Berlinale. Nasza francuska koleżanka chce też propagować inicjatywę #SpeakUp. Można się do niej zgłaszać, jeżeli ktoś nie czuje się dobrze traktowany albo jest dyskryminowany.

Niemiecka sekretarz stanu ds. kultury Monika Gruetters zapowiedziała zaś, że w czasie imprezy zostanie utworzony punkt poradnictwa dla ofiar molestowania w środowiskach artystycznych, gdzie zainteresowani będą mogli bezpłatnie zasięgnąć porady prawnej. Akcja nosi nazwę „NIE dla dyskryminacji".

I wreszcie Berlinale dyskutuje o... sobie. To przedostatnia impreza, na której czele stoi Dieter Kosslick. W przyszłym roku jego misja się kończy. W czasie 18-letniego dyrektorowania zasłynął z rozmaitych gaf i żartów, ale też bezpośredniością zyskał sympatię.

Dyrektor Kosslick nie mógł zrobić w Berlinie „drugiego Cannes". Na początku roku wielkie hollywoodzkie produkcje przygotowywane na letni sezon nie są jeszcze na to gotowe. Ale nie zapomniał, że Berlinale zawsze stawiało na mocne kino społeczno-polityczne. Nie żadnym innym wielkim festiwalu europejskim nie ma też takich kolejek pod kinami, w których odbywają się repetycje konkursów i sekcji.

Ale teraz, gdy Dieter Kosslick kończy swoją misję, rodzą się pytania, co dalej. Czy festiwal ma wyglądać tak samo jak dotąd czy czeka go rewolucja? List w tej sprawie podpisało 79 niemieckich filmowców. Także i na ten temat mają się tu odbyć debaty. Będą z pewnością łączyły się z rozmowami na temat kina niemieckiego.

Korespondencja z Berlina

Po raz pierwszy w 68-letniej historii berliński festiwal otworzyła długometrażowa animacja. Co prawda zrealizowana przez Wesa Andersona, twórcę o niezwykłej wyobraźni, w przeszłości sześciokrotnie nominowanego do Oscara, który na koncie ma inny film rysunkowy – „Fantastycznego Pana Lisa".

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kultura
Zmarł Leszek Długosz