Restauracje zamiast banków

Przez cztery miesiące ubyło już ponad 400 placówek bankowych, ale nie powinno to spowodować tąpnięcia cen najmu nieruchomości.

Aktualizacja: 20.06.2017 08:37 Publikacja: 19.06.2017 20:21

Restauracje zamiast banków

Foto: Fotorzepa/Dariusz Gorajski

Zmniejszanie przez banki sieci placówek idzie pełną parą. Tylko przez zaledwie cztery miesiące tego roku (taki zakres obejmują najnowsze dane Komisji Nadzoru Finansowego) w polskim sektorze bankowym ubyły 143 oddziały, 106 filii, ekspozytur i innych placówek obsługi klienta oraz 160 różnego rodzaju przedstawicielstw.

Ofiary cyfryzacji i fuzji

Powodów redukcji sieci jest kilka: fuzje i przejęcia jednych banków przez drugie (dublowanie się placówek połączonych instytucji), chęć oszczędności spowodowana rosnącymi wymogami kapitałowymi dla banków oraz wprowadzeniem podatku od aktywów czy wreszcie spadek liczby wizyt klientów w oddziałach (postępująca cyfryzacja, coraz więcej spraw można załatwić online, bez wychodzenia z domu). W przypadku oszczędności gra jest warta świeczki, bo mniejsza liczba placówek to nie tylko mniejsze wydatki na czynsz czy utrzymania lokalu, ale to także mniejsze zatrudnienie, a koszty pracownicze to w skali sektora ok. 15 mld zł rocznie (stanowią połowę wszystkich kosztów działania banków).

O ile w ujęciu procentowym zmniejszenie sieci w skali czterech miesięcy nie jest bardzo duże (o 2 proc. w przypadku oddziałów, o 2,5 proc. pod względem filii oraz o 5 proc. w przypadku pozostałych placówek), to zamknięcie przez banki w tym czasie łącznie 408 różnego rodzaju przedstawicielstw robi wrażenie i nie pozostaje bez wpływu na rynek nieruchomości. Tym bardziej że trend trwa już od czterech lat – w tym czasie liczba wszystkich placówek w polskim sektorze bankowym zmalała o 1,31 tys. sztuk, do 14,1 tys. na koniec kwietnia.

Kiedyś banki otwierały placówki na potęgę. Stanowiąc dużą siłę popytową windowały ceny najmu nieruchomości komercyjnych. Teraz sytuacja odwraca się – banki nie chcą już dużych lokali przy ulicach (zamykają oddziały albo przenoszą się do mniejszych placówek w centrach handlowych). W ich miejscu wyrastają restauracje, kluby, sklepy.

– Można spojrzeć, jak banki wpływały na rynek nieruchomości w Hiszpanii. Tam również zamykały oddziały i widoczny był spadek cen najmu i zakupu nieruchomości komercyjnych. Jednak ten spadek cen, w atrakcyjnych dla klientów miejscach, nie trwał długo, bo jeśli lokalizacja była rzeczywiście atrakcyjna, to znajdował się nowy najemca, np. z branży usługowej czy gastronomicznej – mówi Michał Turalski, starszy menedżer w dziale usług doradczych dla sektora usług finansowych w KPMG w Polsce.

Jego zdaniem w Polsce może być podobnie. – Zaczęła się moda, aby bywać w restauracjach czy klubokawiarniach. Nowi najemcy będą może bardziej wybredni i dokładniej będą się przyglądać lokalom opuszczonym przez banki, więc ich właściciele powinni uzbroić się w cierpliwość. Jeśli jednak są to atrakcyjne miejsca, to nowi najemcy zapłacą tyle co banki, a może nawet więcej. Zatem spadek cen jeśli będzie, to pewnie kilkuprocentowy, a nie tąpnięcie. Gospodarka jak natura, nie znosi próżni – tłumaczy Turalski.

– Zmiany liczby placówek bankowych to normalny trend, który obserwuje się też np. w handlu. Coraz więcej osób korzysta z bankowości w internecie, robi też tam zakupy co wpływa na rynek – mówi Renata Kamińska, starszy negocjator w firmie doradczej CBRE. Dodaje, że ulice handlowe nie były szczególnie pożądaną lokalizacją, a w szczytowym momencie banki odpowiadały za ok. 10–12 proc. wynajmowanej powierzchni w takich lokalizacjach. Ale banki mają też sporo przedstawicielstw nieznajdujących się przy ulicach handlowych, które również są zamykane.

Za standardowy lokal ok. 100 mkw. przy ulicy handlowej trzeba zapłacić ok. 100–120 euro czynszu za mkw. miesięcznie. Ich atrakcyjność wcale nie spada, bo na dobry lokal w chętnie odwiedzanych centrach handlowych trzeba czekać nawet dwa, trzy lata, zatem wiele firm ciągle stawia na lokalizacje przy ulicach. – Jeśli chodzi o wchodzące na rynek nowe marki czy flagowe palcówki, to nadal lokalizacje przy znanych ulicach są pożądane. Ale są mniejsze niż kilka lat temu, bardziej kompaktowe. Dzisiaj wystarczy bankom 100–120 mkw., kiedyś co najmniej dwa razy więcej – dodaje Kamińska.

Ulice mniej bankowe

Wiele ulic handlowych zmienia swoje funkcje bardziej w kierunku jak najszerszej oferty gastronomicznej, co widać choćby po stołecznych ulicach Nowy Świat i Chmielna – dzisiaj w stolicy z handlem i to ofertą premium kojarzy się bardziej ulica Mokotowska. Z badania Cushman & Wakefield wynika, że najdroższą ulicą handlową w Polsce jest warszawski Nowy Świat ze średnią stawką czynszu niemal 1,1 tys. euro rocznie za mkw. (na Floriańskiej w Krakowie to 900 euro, a na stołecznej Chmielnej – 780 euro).

Ulice handlowe z jednej strony starają się przyciągać najemców z ofertą premium, co widać choćby na placu Trzech Krzyży w Warszawie czy Floriańskiej. Masowe marki sieciowe jak H&M, Zara czy C&A też chętnie uruchamiają salony przy ulicach handlowych. Banki z kolei z takich miejsc uciekają, choć i one decydują się czasem pozostawić drogą i dużą placówkę w prestiżowej lokalizacji.

Zmniejszanie liczby oddziałów banków jeszcze potrwa. – Ale jeśli ludzie będą korzystać z oddziałów i nie dojdzie do rewolucyjnego przełomu w bankowości, to zupełnie one nie znikną. Placówek będzie ubywać systematycznie wraz ze zmianą przyzwyczajeń społeczeństwa wynikających z postępu technologicznego – uważa Turalski. ©?

—wsp. Piotr Mazurkiewicz

Kiedy ostatni raz musiałeś osobiście odwiedzić oddział banku? Czy mniejsza ich sieć przyczyni się do gorszej obsługi klientów?

Podyskutuj z nami na: facebook.com/ dziennikrzeczpospolita

Banki rosną, ale etaty redukują

Polski sektor bankowy to przypadek branży, która w ostatnich latach systematycznie się rozwija (choć oczywiście zdarzały się potknięcia, a okoliczności nie zawsze sprzyjają), ale zatrudnia coraz mniej pracowników. Aktywa sektora bankowego przez ostatnie sześć lat rosły średnio co roku po blisko 7 proc., mimo to liczba zatrudnionych w tym okresie spadła łącznie o 8,1 tys. osób (do 168,8 tys. na koniec 2016 r.), czyli malała średnio co roku po 0,8 proc. Ten trend, trwający już od ponad pięciu lat, to pochodna zmniejszania liczby placówek. Rentowność sektora spada, więc rośnie presja na wzrost wydajności pracowników. Powodem jest też kilka fuzji banków, które przeprowadzono w tym czasie.

Opinia

Sobiesław Kozłowski, analityk, Raiffeisen Brokers

Kilka czynników decyduje o zamykaniu oddziałów bankowych. Jednym z nich jest demografia i zmieniające się zwyczaje klientów; ci młodsi i w średnim wieku preferują bankowość elektroniczną, liczba odwiedzin placówek maleje, zmienia się też rola takich wizyt z transakcyjnej na doradczą. Drugi argument to chęć oszczędności, obniżenia wskaźnika kosztów do dochodów. Banki będą zmniejszać sieć placówek, ale nie mogą przesadzić, bo część klientów nadal korzysta z oddziałów, np. do większych operacji jak zaciągnięcie kredytu hipotecznego. Zbyt szybkie zamykanie oddziałów mogłoby negatywnie wpłynąć na sprzedaż i obsługę klientów.

Zmniejszanie przez banki sieci placówek idzie pełną parą. Tylko przez zaledwie cztery miesiące tego roku (taki zakres obejmują najnowsze dane Komisji Nadzoru Finansowego) w polskim sektorze bankowym ubyły 143 oddziały, 106 filii, ekspozytur i innych placówek obsługi klienta oraz 160 różnego rodzaju przedstawicielstw.

Ofiary cyfryzacji i fuzji

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Banki
EBC zażądał od dwóch wielkich banków, by wycofały się z Rosji. Ostatnie ostrzeżenie
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Banki
Największy bank USA pozwał drugi bank Rosji. Groźba konfiskaty blisko 10 mld dolarów
Banki
Wakacje kredytowe mają zostać przedłużone. "Większość zagłosuje za tym pomysłem"
Banki
Kadrowa miotła dotarła do Banku Pekao. Kto zostanie prezesem?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Banki
Miotła kadrowa dotarła do Banku Pekao. Powołano nową radę nadzorczą