Jest oczywiste, że wicepremier kieruje swoje działania do wyborców, którzy nie są radykalnymi przeciwnikami PiS i samego Jarosława Kaczyńskiego. To elektorat niezdecydowany, ale raczej o umiarkowanych poglądach. I to w jego kierunku pójdzie przekaz o tym, że w reformach powinno być więcej komponentu konserwatywnego, mniej radykalizmu, a więcej ułatwień dla przedsiębiorców.

Działanie Gowina to w pewien sposób próba wykorzystania podziału, który na prawicy ujawnił się po zatrzymaniu przez Andrzeja Dudę reformy sądownictwa. Reakcje na jego decyzję ujawniły w obrębie szeroko rozumianej prawicy istnienie głębokiego konfliktu. Widoczny jest on zarówno wśród polityków prawicy oraz komentatorów, jak i zwykłych wyborców (o czym świadczy głębsza analiza sondaży). Nawet prezydent wprost stwierdził, że najgłębszy podział w polskiej polityce to podział prawicy na tych, którzy chcą radykalnych i umiarkowanych zmian. W dodatku dobre notowania zarówno PiS, jak i samego prezydenta pokazują, że to napięcie może stać się w najbliższych latach główną osią politycznego sporu.

Gowin chce pełnić więc rolę czegoś w rodzaju wewnętrznej i koncesjonowanej opozycji, taką jaką w poprzednim układzie pełniło PSL, domagając się np. modyfikacji reformy emerytalnej. Gowinowi udało się przy okazji to, co nie udało się opozycji realnej, która o zjednoczeniu mówi od kilkunastu miesięcy, ale na razie bardzo jej do tego daleko. Tymczasem opozycja wewnętrzna skleiła kilka mikrośrodowisk i w sobotę pochwaliła się sukcesem. I choć w świecie realnym od samego mieszania herbata nie robi się słodsza, to w polityce już tak. Gowin pomieszał w środowiskach konserwatywnych i republikańskich i zaprezentował nową formację, wygrywając politycznie zeszły weekend.

Ale na dłuższą metę samo mieszanie wicepremierowi nie wystarczy. By był wiarygodny jako bardziej umiarkowane skrzydło Zjednoczonej Prawicy, musi osiągnąć jakieś sukcesy. Wyborcy nie zagłosują bowiem na tych, którzy nie mają w PiS nic do powiedzenia. Jeśli więc w kilku sprawach Gowinowi uda się powstrzymać radykalne działania PiS, to jego projekt może przynieść sukces. Wówczas umiarkowany wyborca będzie chciał na niego oddać swój głos, by wzmocnić umiarkowane i konserwatywne skrzydło prawicy.

Jeśli jednak Porozumienie nie osiągnie żadnego z zakładanych celów, a PiS dalej będzie się radykalizował, to inicjatywa Gowina zacznie odgrywać rolę jedynie listka figowego. Umiarkowani wyborcy, zamiast zasilić szeregi elektoratu prawicy, dołączą wówczas do zdecydowanych przeciwników PiS. A dla nich najważniejsze jest tylko odsunięcie PiS od władzy. Dla osób myślących w tych kategoriach głos oddany na Porozumienie byłby głosem zmarnowanym, bo de facto jest to głos na Jarosława Kaczyńskiego.