Zuzanna Dąbrowska: „Solidarność” złapała się we własną pułapkę

Związek dał się ograć pomorskiemu Komitetowi Obrony Demokracji. Nie zmieni tego faktu decyzja wojewody o cyklicznej organizacji obchodów Sierpnia '80.

Aktualizacja: 25.08.2017 13:46 Publikacja: 24.08.2017 19:56

Zuzanna Dąbrowska: „Solidarność” złapała się we własną pułapkę

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

Trudno w tym sporze uwierzyć w dobre intencje kogokolwiek. Rzecz dzieje się przecież w Gdańsku: mieście tak bardzo podzielonym najnowszą historią, jak tylko można. A ten konflikt zaczął się 37 lat temu, jeszcze podczas strajku w stoczni. I trwa nieprzerwanie.

Wałęsa, Gwiazdowie, Walentynowicz, Borusewicz, Lis, Borowczak... Nie ma już tamtej ekipy. Jest walka do krwi o pamięć i monopol na sztandar Solidarności.

Z formalnego punktu widzenia nie ma wątpliwości: NSZZ Solidarność z przewodniczącym Piotrem Dudą to zarejestrowany i uznawany przez organizacje międzynarodowe związek zawodowy, mający prawo do sztandaru, logo (w tym słynnej „solidarycy") oraz tytułów prasowych. Ale czy to oznacza, że obecny związek ma prawo do całości spuścizny dawnej Solidarności, tej z 1980 roku, ze stanu wojennego, z Komitetów Obywatelskich i fotografii z Lechem Wałęsą? Na pewno nie. I choćby nie wiadomo jakiej furii dostawał przewodniczący Związku, jest w Polsce wielu ludzi przywiązanych do tamtego obrazu, z – jak pisał Jan Krzysztof Kelus – „młodym w kasku robotnikiem" i „sentymentalną panną", bliską nawet tym, którzy się wtedy nie chcieli zapisać.

Minęło prawie 40 lat. Jeśli po takim czasie miałoby dojść do konfrontacji pod stocznią, pod słynną Bramą nr 2, byłby to bardzo smutny obrazek. Symboliczny i do bólu współczesny, ale także zadający kłam samemu terminowi „solidarność". Pisanemu i z dużej, i z małej litery.

Tajemnicą tego konfliktu o przeszłość jest teraźniejszość. Bieżąca polityka jest odpowiedzialna za dewaluację rocznicy. To poseł PiS i były szef Solidarności Janusz Śniadek twierdzi, że Lech Wałęsa powinien zniknąć z podręczników historii, a KOD „hańbi święte miejsce". I z jaką werwą w spór włączyli się prezydent miasta z PO i wojewoda z PiS! A czy KOD, rezerwując plac pod stocznią na „całodobowe wydarzenie", działał w dobrej wierze? Nie sądzę. Miał to być przecież raczej złośliwy psikus i zagranie na nosie drugiej stronie, czyli ludziom, którzy ramię w ramię stoją teraz z PiS i angażują Solidarność w działalność partii rządzącej. Ich stan ducha pokazało najlepiej oświadczenie Piotra Dudy wydane zaraz po informacji o zgłoszeniu obchodów przez KOD. W imieniu prezydium podpisał je tylko Duda. Działania KOD nazwał „ordynarną prowokacją". Być może tak ostra reakcja wynikała ze świadomości, że to Związek zapomniał dopełnić formalności i zarejestrować zgromadzenia? Przecież zajęty był organizowaniem głównych obchodów, które w tym roku mają się odbyć w Lubinie.

Polityczny konflikt jest w Polsce bardzo głęboki. Czy warto w jego imię szarpać się pod stocznią w rocznicę Porozumień Sierpniowych? Lepiej będzie, jeśli kamienie brukowe zostaną na swoim miejscu, a politycy odłożą telefony komórkowe...

Trudno w tym sporze uwierzyć w dobre intencje kogokolwiek. Rzecz dzieje się przecież w Gdańsku: mieście tak bardzo podzielonym najnowszą historią, jak tylko można. A ten konflikt zaczął się 37 lat temu, jeszcze podczas strajku w stoczni. I trwa nieprzerwanie.

Wałęsa, Gwiazdowie, Walentynowicz, Borusewicz, Lis, Borowczak... Nie ma już tamtej ekipy. Jest walka do krwi o pamięć i monopol na sztandar Solidarności.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny