Wypowiedzi Grzegorza Schetyny i Rafała Trzaskowskiego o tym, że PO załatwiła z Brukselą, że unijne fundusze dla Polski nie przepadną, lecz zostaną zamrożone do czasu odzyskania władzy przez jego partię, na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo niefortunna. Łatwo postawić Trzaskowskiemu zarzut nielojalności wobec swojego kraju czy wręcz zdrady. Wszak w żadnym innym państwie UE nie do pomyślenia byłaby sytuacja, w której opozycja prowadzi poufne negocjacje w Brukseli, których celem ma być zamrożenie funduszy dla własnego państwa do czasu wygrania przez nią wyborów.

Gotów jestem jednak postawić tezę, że ta wypowiedź bardziej Platformie pomoże, niż przeszkodzi. Wszak ci, którzy uważają Platformę za partię zdrajców i złodziei, i tak na nią nie zagłosują.

Gra toczy się jednak o innego wyborcę i chodzi o inne zagadnienie. Trzaskowski wprowadził z przytupem do debaty temat, który może pozwolić Platformie wyjść z politycznej defensywy. Jak zauważył już na Twitterze kilka dni temu były spin doktor PiS Adam Hofman, prawica, oburzając się na Trzaskowskiego, powtarza korzystny dla Platformy przekaz o tym, że to PO załatwi Polsce więcej pieniędzy niż PiS.

I tutaj jest sedno sprawy. Mniej chodzi o praworządność, sądy, a nawet wybory samorządowe. Dla PO wygodny jest temat unijnego budżetu, ponieważ pozwala uderzyć w PiS w sposób zrozumiały przez masy. Głównym przesłaniem PiS w polityce europejskiej było wszak twierdzenie, że Platforma służyła interesom niemieckim i nic dla Polski nie zrobiła. Dlatego też PiS deklarował prowadzenie bardziej podmiotowej polityki międzynarodowej, dla której na pierwszym miejscu stanąć miał interes naszego kraju. Ileż to razy PiS podkreślał, że dla dobrej opinii i poklepywania po plecach ekipa Donalda Tuska była gotowa wyrzec się narodowego interesu. Dziś jednak – po raz pierwszy od wyborów 2015 roku – Platforma dostaje do ręki poważny argument. Może bowiem powiedzieć: nie mieliście racji. Zarzucaliście nam zbyt uległą wobec Berlina i Brukseli politykę, z której Polska nic nie miała, a przecież udało nam się wynegocjować dla Polski 100 mld euro środków w poprzednim budżecie. Oskarżaliście nas o zdradę, tymczasem zapewniliśmy pieniądze, które dziś napędzają rozwój gospodarczy, którym tak się chwalicie. A wy? Zaczęliście „wstawanie z kolan" i efektem jest obcięcie budżetu dla Polski o niemal jedną czwartą. Wasza polityka jest nieskuteczna, a nawet szkodliwa dla kraju, co odczują wkrótce Polacy.

Takie postawienie sprawy byłoby uproszczeniem. To nie polityka PiS jest winna temu, że obcięte zostaną fundusze dla Słowacji, Czech, Węgier, Malty, Estonii, Litwy czy Niemiec. KE zaproponowała budżet, który jest niekorzystny dla Europy Środkowej, wprowadziła mechanizmy niezależne wyłącznie od PKB w danym regionie. To prawda, ale kampania wyborcza to nie seminarium z europeistyki. Tu liczą się proste przekazy. A PO wreszcie wyciąga asa z rękawa – coś znacznie bardziej namacalnego niż „obrona konstytucji" czy „obrona demokracji", by powiedzieć: tak, my osiągaliśmy sukcesy dla Polski. Oni mówili, że dadzą wam godność i jeszcze więcej pieniędzy. Ale Polska została zmarginalizowana w Unii. W efekcie nie będzie ani godności, ani pieniędzy.