MON Mariusza Błaszczaka stara się wyciszać sprawy związane z wojskiem. To oczywiście odreagowanie na chaos, który przez kilkanaście miesięcy wprowadzał Antoni Macierewicz. Ale także przygotowanie gruntu pod zbliżające się wybory samorządowe (w tym roku) i parlamentarne (w przyszłym).
Jeżeli celem lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego było zdjęcie tematów okołowojskowych z mediów, to na razie się to udało, ale nie zawsze jest to dobra wiadomość.
Od stycznia, gdy na czele resortu obrony narodowej stanął Mariusz Błaszczak, nie udało nam się poznać żadnego jego pomysłu na wzmocnienie sił zbrojnych. To o czym mówił, zresztą wyjątkowo rzadko, to w rzeczywistości, w mniejszym lub większym stopniu, pomysły poprzedniego kierownictwa (wzmocnienie flanki NATO poprzez zwiększenie wojsk sojuszniczych w Polsce, wzrost liczby żołnierzy i wydatków na obronę narodową czy budowa nowej dywizji na wschodzie kraju).
Na swoje konto nowy minister może zapisać jedynie normalizację kontaktów pomiędzy MON, a Pałacem Prezydenckim. To skutkowało odblokowaniem awansów generalskich, a także rozpoczęciem dialogu na temat zmian w systemie kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi (SKiD). Pocieszająca jest też decyzja wygaszania weekendowych kursów generalskich, o czym napisał „Dziennik Gazeta Prawna".
Na konto Błaszczaka trzeba też zapisać marginalizację poprzedniego szefa MON. Wyczyścił resort obrony i Polską Grupę Zbrojeniową ze współpracowników Macierewicza, w taki sposób, jakby doszło do głębokiej zmiany politycznej. Symptomatyczne jest „wygumkowanie" Macierewicza z filmu promującego 19 rocznicę wstąpienia Polski do NATO, który został umieszczony na stronie MON. Można odnieść wrażenie, że nasz udział w Sojuszu to jedynie zasługa Andrzeja Dudy i Mariusza Błaszczaka.