Kozubal: Gumkowanie Misiewicza

Nazwisko rzecznika MON znika ze strony resortu. Czy przestanie on doradzać Macierewiczowi? Wątpię.

Aktualizacja: 06.02.2017 11:04 Publikacja: 05.02.2017 18:59

Bartłomiej Misiewicz

Bartłomiej Misiewicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

26-letniego bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza można porównać do Mieczysława Wachowskiego, niegdyś kierowcy, sekretarza, a z czasem szefa gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy.

Wachowski, podobnie jak dzisiaj Misiewicz, był ostro krytykowany przez ówczesną opozycję (wtedy m.in. skupioną wokół Jarosława Kaczyńskiego), bo od niego zależało, kto miał dostęp do ucha prezydenta.

Dzisiaj identyczną rolę odgrywa Misiewicz. Niektóre media stawiają go w roli szwarccharakteru. Ma on decydować o obsadzie kadrowej wojska, uprawiać handel stanowiskami (o co oskarżył go „Newsweek"), stawiać żołnierzy na baczność, a nawet... rozbijać się służbową limuzyną po Białymstoku. Nie ma co ukrywać, swoim zachowaniem w wielu przypadkach sam dawał opozycji pociski i dzisiaj dla wielu (przeważnie zwolenników KOD, Nowoczesnej i PO) stał się główną „twarzą rządu".

Dlatego dla PiS Misiewicz to wizerunkowy problem, bo politycy tej formacji muszą się tłumaczyć z jego wpadek, a jako że są lojalni wobec jednego z najpotężniejszych polityków partii – także go bronić.

Można jednak odnieść wrażenie, że Misiewicz nie jest specjalnym obciążeniem dla Antoniego Macierewicza. Dlaczego? Bo jak tłumaczy rzecznik rządu Rafał Bochenek, jest pracowity, doskonale wie, co się dzieje w ministerstwie, i – dodam – jest lojalny.

Pozycja „złego Misiewicza" jest dla szefa MON wygodna. Media i opozycja, zamiast koncentrować się na rzeczywistych błędach zarządzanego przez niego resortu, np. braku nowego systemu dowodzenia siłami zbrojnymi, kupnie śmigłowców czy wymykającym się właśnie kontrakcie na pozyskanie okrętów podwodnych, zajmują się bachanaliami, czyli wypadem Misiewicza do białostockiego klubu.

Nikt jakoś nie wspomina, że takiej pozycji, a także słynnej limuzyny i ochrony nie miałby rzecznik resortu obrony bez osobistej decyzji swego pryncypała.

Dzisiaj po niedawnych słowach premier Beaty Szydło, która przyznała, że rozmawiała z Macierewiczem na temat Misiewicza, MON robi kroczek do tyłu. Nazwisko współpracownika szefa MON w weekend zostało wygumkowane ze strony internetowej resortu. Nie ma go przy zajmowanym stanowisku rzecznika i szefa gabinetu politycznego MON. Gdyby nie nastąpił ten symboliczny gest, można byłoby odnieść wrażenie, że Macierewicz lekceważy panią premier Szydło.

Czy to oznacza ostateczny rozwód Misiewicza z resortem obrony? Wątpię?  Odnoszę wrażenie, że to tylko tzw. maskirowka. Rzecznik rządu od razu przypomniał, że Misiewicz jest na urlopie. MON na Twitterze podał też informację, że na stanowisku dyrektora gabinetu politycznego zastępuje go Krzysztof Łączyński. Bez Macierewicza Misiewicz nie istnieje. Rzeczywiste odejście Misiewicza jest możliwe tylko wtedy, gdy z MON pożegna się Macierewicz. A na to na razie się nie zanosi.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: m.kozubal@rp.pl

26-letniego bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza można porównać do Mieczysława Wachowskiego, niegdyś kierowcy, sekretarza, a z czasem szefa gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy.

Wachowski, podobnie jak dzisiaj Misiewicz, był ostro krytykowany przez ówczesną opozycję (wtedy m.in. skupioną wokół Jarosława Kaczyńskiego), bo od niego zależało, kto miał dostęp do ucha prezydenta.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli