Protest w Sejmie: PiS całą opozycję "ma jak na talerzu"

Czy kompromis może być zawarty wbrew nastrojom własnych posłów? Może, pod warunkiem że partyjna władza ma autorytet. Tak jak Jarosław Kaczyński w PiS.

Aktualizacja: 12.01.2017 06:39 Publikacja: 11.01.2017 20:21

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski

Prawo i Sprawiedliwość w ostatniej fazie parlamentarnego kryzysu znalazło się w sytuacji komfortowej. W dodatku dobrze o tym wie i wyciąga z tego własne wnioski. A podstawowym jest przekonanie, że może zrobić wszystko, co chce. Jeżeli więc kierownictwo partii myślało o kompromisie, to jedynie z przyczyn estetycznych i piarowych, a nie z politycznej konieczności.

Zwykli posłowie po prostu nie chcieli w środę przekładać posiedzenia Sejmu. – PO się wygłupia i okupuje salę plenarną, a my mamy z tego powodu, że tam walka o władzę trwa, marnować dwa dni z życia i przyjeżdżać do Warszawy jeszcze raz? – pyta ironicznie jeden z posłów w rozmowie z „Rzeczpospolitą".

Wojna nerwów, która w środę odbywała się w Sejmie, oszczędzała polityków partii rządzącej. – Jedyne nerwy to tylko takie, o której rozpoczniemy obrady w Sali Kolumnowej, bo cały rząd jest skoszarowany przez cały dzień w Sejmie i nie może pracować, a reszta nie wie, co ma robić – zapewnia nasz rozmówca.

Nastrój większości Klubu PiS był tak radykalny, że o ustępstwach podczas sejmowego przeciągania liny, wyznaczaniu kolejnych terminów obrad Sejmu i Konwentu Seniorów właściwie mowy nie było. – Gdyby zrobić badanie wśród posłów, czy popierają twardą linię prezentowaną przez prezesa, to ponad 200 głosów na pewno byłoby na tak – mówi nam jeden z posłów. Więc i Jarosław Kaczyński jest pod ścianą: tak sprawnie przekonał swoich ludzi o tym, że mają rację i wszystko odbyło się zgodnie z prawem i dobrymi obyczajami, że teraz nie może cofnąć się o krok i szukać kompromisu, bo oznaczałoby to, że wcześniej kłamał.

Dlatego stanowisko było twarde: „PO musi zakończyć protest w sali plenarnej. Wtedy przełożymy obrady i dopiero można będzie usiąść przy stole i szukać jakiegoś rozwiązania. Ale z założeniem, że budżet został uchwalony". Do tego dołożono cały arsenał środków specjalnych – od metalowych płotków znów okrążających Sejm przez marszałka Kuchcińskiego strzeżonego przez całą grupę funkcjonariuszy straży marszałkowskiej, ciągle zamknięta galerię sejmową i pełnomocnictwo szefowej kancelarii do wyprowadzenia siłą protestujących posłów. Kropką nad i stało się niespodziewane wznowienie obrad Senatu nad ustawą budżetową i ostatecznie przyjęcie jej bez poprawek, co zamknęło jeden z kanałów możliwego porozumienia.

Osobna sprawa to dalsze losy marszałka Marka Kuchcińskiego. Pozornie wszystko wygląda jak należy, ale tak naprawdę posłowie kontaktu z marszałkiem nie mają. Siedzi zamknięty w gabinecie, a wstęp ma tylko prezes i jego najbliższe otoczenie, Joachim Brudziński i Marek Suski. Czasem odzywa się na Twitterze, podejmuje też decyzje, które mają zrobić mocne wrażenie na opozycji. Jak upoważnienie komendanta straży marszałkowskiej do „występowania do instytucji państwowych z żądaniem udzielenia niezbędnej pomocy w zakresie realizacji przez straż zadań z zakresu ochrony Sejmu u Senatu".

Posłowie nie chcą rozmawiać o tym, w jakim stanie jest marszałek, ani o tym, czy pozostanie na stanowisku. Ludwik Dorn, były marszałek i wicepremier w rządzie PiS, postawił wręcz tezę o nerwowym załamaniu marszałka Kuchcińskiego, co ma tłumaczyć brak kontaktu i skłonność kierownictwa klubu do podjęcia jakichkolwiek negocjacji w sytuacji, gdy całą opozycję „mają jak na talerzu".

Prawo i Sprawiedliwość w ostatniej fazie parlamentarnego kryzysu znalazło się w sytuacji komfortowej. W dodatku dobrze o tym wie i wyciąga z tego własne wnioski. A podstawowym jest przekonanie, że może zrobić wszystko, co chce. Jeżeli więc kierownictwo partii myślało o kompromisie, to jedynie z przyczyn estetycznych i piarowych, a nie z politycznej konieczności.

Zwykli posłowie po prostu nie chcieli w środę przekładać posiedzenia Sejmu. – PO się wygłupia i okupuje salę plenarną, a my mamy z tego powodu, że tam walka o władzę trwa, marnować dwa dni z życia i przyjeżdżać do Warszawy jeszcze raz? – pyta ironicznie jeden z posłów w rozmowie z „Rzeczpospolitą".

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe