Różne inicjatywy, często kontrowersyjne, promowane przez ministrów lub posłów, siłą rozpędu trafiają do Sejmu, który rozpoczyna natychmiast procedowanie. Tak było z ustawą metropolitalną, która przyniosła PiS duże straty wizerunkowe. – Wszyscy byli zdziwieni – mówi „Rzeczpospolitej" jeden z posłów PiS. – Koledzy dopytywali, dlaczego to robimy. Jak się ma większość, to przepchnąć można wszystko. Ale po co?

Zamieszanie z odwołaniem z MON Bartłomieja Misiewicza też psuje wizerunek „zdyscyplinowanej drużyny dobrej zmiany", skoro słowa prezesa Kaczyńskiego nie są wystarczającym powodem do rozwiązania problemu potężnego asystenta ministra Macierewicza. Nic dziwnego, że posłowie PiS mają kłopot z interpretacją i nie powstał żaden rozsądny „przekaz dnia" tłumaczący, co właściwie dzieje się na linii Nowogrodzka – MON. Ale posłowie wierzą, że nić porozumienia nie została zerwana. – Nie ma możliwości, że minister pozostawił Misiewicza na stanowisku rzecznika bez porozumienia z prezesem – zapewnia nasz rozmówca. – Widocznie to była skoordynowana akcja przeciw Misiewiczowi z zewnątrz, nie można pozwolić, żeby go odstrzelili.

Istnieje więc wielka potrzeba wiary w jedność i istnienie precyzyjnego planu partyjnych liderów. Pewien polityk prawicy, który aktualnie nie należy ani do obozu rządzącego, ani do opozycji, sytuację opisuje tak: „Mam kolegów z PiS, z którymi zawsze dobrze mi się rozmawiało. Wiem, że teraz, kiedy występują publicznie, muszą uważać na to, co mówią, i trzymać oficjalną linię partii, bo władza to nie żarty. Ale kiedy jesteśmy sami, to mogliby przecież zachowywać się normalnie. A oni widzą psa i mówią, że to kot. Ja na to: stary, wyluzuj, on szczeka, to pies jest! A oni dalej, że to kot. Poznaję ten syndrom: w PiS skończyły się rezerwy i nie ma się gdzie już posunąć, bo ściana przeszkadza".

Ta ściana to kolejne wybory. – Coś się zmieniło w nastrojach – komentuje posłanka PiS, która w tej kadencji debiutuje w Sejmie. – Na początku, kiedy okazało się, że jest samodzielna większość w Sejmie, plany tworzone były na osiem lat. Teraz panuje przekonanie, że trzeba się spieszyć ze wszystkim: z reformą edukacji, zmianami w ordynacji i w sądownictwie. Tak jakby grunt się nam palił pod nogami.