Wynik sobotniego kongresu Prawa i Sprawiedliwości nie dziwi nikogo. Bowiem komu innemu, jak nie Kaczyńskiemu delegaci partii rządzącej mieliby powierzyć na kolejne trzy lata stery partii. Kontrkandydata, który choćby dla zachowania pozorów chciałby wystąpić przeciwko prezesowi na próżno w PiS szukać. Powodem nie jest żaden strach przed polityczną zemstą Kaczyńskiego, lecz prawdziwe przeświadczenie ogromnej większości polityków PiS o geniuszu prezesa, jego strategii, umiejętności czytania historii, a nawet dobroci, czy politycznym wizjonerstwie.

Te nastroje doskonale odczytuje sam Kaczyński, który – jak przyznał w sobotę – ponowny swój wybór uznaje za akt wielkiego zaufania. Ale nie tylko. Dla Kaczyńskiego ten wynik to także upoważnienie do przewodniczenia wielkiemu obozowi zmiany, który jest przy władzy. - Bo rzeczywiście chcę być realnym szefem. Mamy wspaniałą drużynę, ale chcę, żeby to było jasne. Myślę, że jest taka potrzeba – przyznał w sobotę Kaczyński.

Taka deklaracja dla obecnych na kongresie PiS pozostały liderów partii wchodzących w skład Zjednoczonej Prawicy: Zbigniewa Ziobro (Solidarna Polska) i Jarosława Gowina (Polska Razem), a także dla szefowej rządu Beaty Szydło i jej ministrów to jasny sygnał. Kaczyński nie pozostawia żadnych wątpliwości, kto tu tak naprawdę rządzi i czyj głos w kluczowych sprawach zarówno dla partii, rządu, jak i dla całego kraju jest decydujący. A to w sytuacji choćby niepewności związanej z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE może mieć kluczowe znaczenie. Co więcej, Kaczyński wymieniając plan gospodarczy wicepremiera Mateusza Morawieckiego jako jeden z fundamentów budowy nowego państwa po raz kolejny w ostatnim czasie świadomie podkreśla znaczenie tego polityka i niejako wskazuje potencjalnego swojego następcę.

Co ciekawe, w warszawskiej hali Expo zabrakło byłego marszałka Sejmu Marka Jurka, który po wygranych wyborach wydaje się być realnie już poza prawicowym sojuszem. Jurek w przeciwieństwie do innych liderów prawicy wydaje się nie wierzyć aż tak w nieomylność Kaczyńskiego, czemu dał wyraz choćby w niedawnej uchwale władz swojej małej partii. Koledzy z PiS szybko zapomnieli, jak robili sobie zdjęcia z byłym marszałkiem Sejmu, by w ten sposób zapewnić sobie miejsce na Wiejskiej. A teraz udają niekiedy nawet z ministerialnych foteli, że nie dostrzegają problemu, a widoczne pęknięcie na prawicy nazywają co najwyższej niewielką rysą na całym projekcie.

Dla prezydenta Andrzeja Dudy to także ważny sygnał. Bowiem Kaczyński przywołując na kongresie decyzje o postawieniu właśnie na Dudę w wyborach prezydenckich w 2015 roku trafnie przypomniał urzędującemu prezydentowi o tym, kto stoi za jego sukcesem. A poparcie Dudy dla planu Kaczyńskiego budowy nowego państwa – IV RP, która w całości ma odrzucać postkomunę i reformy Balcerowicza, będzie na pewno cenne.