Jest to branża, która wręcz wymaga współdziałania między biznesem i państwem. Szczęśliwie Polska poradziła sobie z ptasią grypą, natomiast to, co się dzieje z pomorem świń, przypomina serial pełen nieporadności i niekompetencji. Poszkodowani są nie tylko ci rolnicy, których gospodarstwa zostały dotknięte ASF, ale wszyscy producenci. Jednym z filarów sektora jest przecież eksport i gdy po świecie rozchodzi się wieść, że Polski dotyka długotrwała zaraza, nie sprzyja to, delikatnie mówiąc, mięsnej ekspansji. Ale nawet w normalnych warunkach wsparcie przez państwo naszego eksportu branży rolno-spożywczej jest czymś koniecznym.

Dlaczego? Między innymi po to, aby utrzymać różnorodność tego sektora w Polsce. Oprócz potężnych koncernów mamy przecież na rynku tysiące mniejszych graczy. Oczywiście w branży dużo mówi się o tym, że przynajmniej część z nich będzie musiała się poddać procesowi konsolidacji. Ale reszta może przynajmniej próbować odnaleźć swoją drogę w sektorze. A ta droga już nie polega na tym, aby produkować jak najtaniej i wyroby niskiej jakości wciskać klientom. Konsumenci błyskawicznie się zmieniają. Potrzebują wysokiej jakości, oryginalnych pomysłów i być może jakiegoś oparcia w tradycji. Nie wszystkie z tych potrzeb są w stanie zaspokoić wielkie koncerny.

Niemniej polscy mali producenci sami się nie przebiją nawet z najlepszymi wyrobami. Państwo powinno ich wspomóc z mechanizmami promocyjnymi tak jak robi to całkiem pokaźne grono państw na świecie. Nie ma co udawać, że rynek poradzi sobie zupełnie samodzielnie. Jeżeli my tego nie zrobimy, zrobią to inni promując swoich.

Na szczęście trudno sobie wyobrazić sytuację odwrotną, czyli skuteczny atak zagranicznych producentów na nasz rynek. Tak czy inaczej w Polsce dominować będą gracze działający tutaj na miejscu, z udziałem kapitału zagranicznego lub całkowicie rodzimi. Warto im zatem stworzyć jak najlepsze warunki rozwoju i wspomóc, by duży polski rynek stał skuteczną trampoliną w ekspansji na międzynarodowe wody.