Sejmowa komisja śledcza mająca wyjaśnić aferę Amber Gold rozpoczęła w środę merytoryczne prace. Po zamkniętym dla mediów posiedzeniu jej przewodnicząca Małgorzata Wassermann (PiS) zapowiedziała, że komisja wystąpi do wszystkich organów państwa, które zajmowały się spółką lub jej działalnością. To m.in. urzędy skarbowe, sądy gospodarcze, Urząd Lotnictwa Cywilnego (spółka utopiła pieniądze klientów m.in. w liniach lotniczych OLT Express), prokuratury, Komisja Nadzoru Finansowego, ABW.
Większość materiału będącego w kręgu zainteresowania komisji znajduje się w Sądzie Okręgowym w Gdańsku, przed którym trwa proces szefów Amber Gold Marcina i Katarzyny P. – Decyzję o udostępnieniu akt podejmuje sędzia prowadzący. Na razie żaden wniosek do nas nie trafił – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Tomasz Adamski, rzecznik sądu w Gdańsku.
Zapoznawanie się dziewięciorga członków komisji (w tym pięciorga z PiS) z materiałami śledztwa może być kłopotliwe. Sędzi wraz z dwoma asystentami zajęło to ponad dziewięć miesięcy, bo akta liczą aż 15 104 tomy.
Sejmowe prace zapowiadają się na co najmniej dwuletni spektakl. Według PO jest on obliczony na „nokaut Donalda Tuska". Wassermann pytana, czy komisja przesłucha byłego premiera, odpowiedziała, że jest zmęczona pytaniami o to. – Naprawdę nie przewidujemy w najbliższym czasie przesłuchania premiera Tuska – stwierdziła.
Platforma liczy, że sama wiele rzeczy podczas prac „odczaruje". Jak mówi „Rzeczpospolitej" przedstawiciel PO w komisji Krzysztof Brejza, jego partia chce dociec m.in., kto „wymyślił", by zaproponować pracę synowi premiera Donalda Tuska Michałowi przy budowaniu OLT Express. PO sugeruje, że było to ukartowane, a Tuskowie – ofiarami prowokacji.