– Prokuratura Okręgowa w Gdańsku od początku stycznia 2012 r. wiedziała o sprawie Amber Gold. Wtedy pobrała akta z prokuratury rejonowej. Przetrzymano je przez kilka miesięcy, nic nie robiąc – mówi nam poseł Krzysztof Brejza, członek komisji.
Śledztwo trafiło do wydziału ds. przestępczości gospodarczej – wtedy kierował nim prok. Marek Siemczonek. Sprawę prowadziła prok. Anna Górska, potem dołączył do niej prok. Paweł Pik. Mieli dwóch asystentów.
Dopiero 2 lipca powierzono je ABW, a akta dosłano kilka dni później. – Panował w nich bałagan, brakowało kluczowych ustaleń. Współpraca z prokuraturą układała się źle – wynika z relacji agenta ABW.
Jedną z pierwszych czynności, jakie podjął funkcjonariusz, był wniosek do prokuratora, aby ten wystąpił do Urzędu Kontroli Skarbowej o sprawdzenie wszystkich spółek z grupy Amber Gold i OLT Express. Prokurator na wysłanie wniosku potrzebował dziesięciu dni – wytknęła szefowa komisji, dodając, że ta kontrola nigdy do głównej spółki – Amber Gold – nie weszła.
Funkcjonariusz ABW ujawnił także, że już w końcu lipca 2012 r. był „materiał na zarzuty" dla właścicieli Amber Gold – m.in. za sfałszowanie przelewu do sądu o wpłacie miliona złotych na kapitał zakładowy Amber Gold S.A. Ale prokuratura zwlekała z decyzją. Nie dała też zgody na zajęcie majątku Amber Gold, w tym złota, i na przeszukania w kościele dominikanów (twórcy piramidy przyjaźnili się z ówczesnym przeorem klasztoru, który zrzucił habit po zatrzymaniach).
Marcin P. usłyszał pierwsze zarzuty 12 sierpnia 2012 r. – prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia. Ale śledczy nawet nie wnieśli o areszt dla niego. Dopiero 29 sierpnia P. zatrzymano i wtedy usłyszał zarzut oszustwa znacznej wartości – za co grozi wysoka kara. Żonie P. Katarzynie zarzuty postawiono dopiero w kwietniu 2013 r.