Życie bez namiętności nic nie jest warte

Piękne konie, eleganckie kobiety, kolorowe stroje dżokejów i ponadczasowa architektura. Już blisko 78 lat wyścigi konne na Służewcu przyciągają kibiców z całej Polski.

Publikacja: 18.04.2018 08:36

Życie bez namiętności nic nie jest warte

Foto: NAC

Każdego roku we wrześniu miłośnicy wyścigów w napięciu czekają na wyjątkową gonitwę, Wielką Warszawską. Gdy się rozpoczyna, leniwy, piknikowy nastrój ustępuje prawdziwej gorączce. W momencie wyjścia galopujących koni na ostatnią prostą, gdy ziemia drży pod ich kopytami ekscytacja publiczności sięga zenitu. Niewiele jest takich miejsc, gdzie już od pierwszych chwil można poczuć dreszcz takich emocji.

Tę magię tworzą nie tylko konie, ale również ludzie, ich pasje, poświęcenie i odwaga.

Otwarty dla wszystkich

Tor na Służewcu był zawsze gwarancją dobrej zabawy. Otwarto go zaledwie trzy miesiące przed wojną 3 czerwca 1939 roku. W tym czasie w wyścigach zdążyło wziąć udział blisko 1000 koni.

W tamtym czasie był najnowocześniejszym i największym takim obiektem w Europie. Jego twórca architekt hrabia Zygmunt Plater Zyberk wprowadził rozwiązania, których nie powstydziliby się dziś najlepsi współcześni architekci.

Historia obstawiania wyścigów jest jednak o wiele starsza niż sam tor. Pierwsze gonitwy odbywały się na Polu Mokotowskim, wielkim i pustym obszarze, leżącym wtedy poza granicami Warszawy, gdzie spotykała się ówczesna towarzyska śmietanka. Wyścigi obserwowali i opisywali m.in. Henryk Sienkiewicz i Bolesław Prus. W dwudziestoleciu międzywojennym swoje stajnie mieli tutaj wojskowi i biznesmeni.

Dopiero w latach 30 tych XX stulecia zdecydowano się na inną lokalizację. Wybrano rozległy, 140-hektarowy folwark na Służewcu. Jego atutem było korzystne położenie, niedaleko centrum oraz dobra komunikacja, w pobliżu pętli tramwajowej na Wierzbnie i prowadzącej do centrum ulicy Puławskiej. Jednak od zakupu ziemi do oddania gotowego Toru Wyścigowego minęło blisko trzynaście lat. W tym czasie architekt Zygmunt Zyberk - Plater zdążył odwiedzić czołowe europejskie tory, aby wykorzystać w swoim projekcie najlepsze pomysły. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Ogromne wrażenie robiła zwłaszcza największa w kraju, trzykondygnacyjna kurtynowa ściana, przeszklone elewacje oraz reprezentacyjna trybuna, zaokrąglone narożniki i balkony kojarzące się z pokładami statku.

W ramach kompleksu powstały dwa tory, trzy trybuny i ogromne zaplecze. Mieszkania dla pracowników, magazyny, murowane stajnie na 800 koni oraz dansing z obrotowym parkietem w podziemiach restauracji. Uzupełnieniem były nowoczesne udogodnienia: podziemne przejścia przy przystankach, zraszacze do trawy i specjalny tunel łączący padok z siodlarnią i częścią hodowlaną. Na potrzeby gości wybudowano również parking na dwa tysiące samochodów.

Kompleks miał być samowystarczalny. W przyszłości planowano wybudować tutaj szkoły, przedszkola i sklepy. W zamyśle projektantów miało być to miejsce otwarte dla wszystkich salon, który połączy sport z zabawą.

W pułapce

Ambitne plany przerwała wojna. Gdy rozpoczęła się okupacja w stajniach urządzono magazyny, a w budynkach kwatery kawalerii i lotnictwa SS.

Podczas Powstania Warszawskiego na terenie Służewca toczyły się zaciekłe walki. Wyścigi były jednym ze strategicznych terenów dla powstańców. Jeszcze przed wybuchem dowództwo powstania planowało przejęcie i wykorzystanie Toru dla celów powstańców.

Już pierwszego dnia żołnierze z batalionu „Karpaty” pułku „Baszta” zaatakowali teren,  niestety do dyspozycji mieli pojedyncze karabiny i granaty.

W momencie, gdy zabrakło im amunicji a Niemcom na odsiecz przyszły jednostki z Okęcia znaleźli się w pułapce. Nie mieli się gdzie wycofać. Sytuacja stała się tragiczna, podczas nieudanej próby odwrotu zginęło ponad 120 żołnierzy powstańczego batalionu.

Po klęsce powstania Służewiec został zaminowany z zamiarem wysadzenia w powietrze. Nie doszło do tego podobno dzięki odwadze dwójki Warszawiaków, którym udało się przekonać niemieckiego oficera, aby nie niszczył toru, bo leży poza granicami miasta.

Po wojnie naprawiono niewielkie zniszczenia. Trudniejsze okazało się odtworzenie jednak utraconych hodowli. Konie musiano sprowadzać z zagranicy, z Anglii, Włoch lub Niemiec.

Bomba w górę

Pierwszy wyścig odbył się już rok po wojnie. Od tego momentu historia Toru na Służewcu tak naprawdę zaczyna się na nowo. Gonitwy znów cieszą się ogromną popularnością. Znak, na który ruszają konie do wyścigu, czyli „bomba w górę”, czerwona kula na wysokim maszcie, która znajduje się na samym szczycie, gdy rusza wyścig, znów elektryzuje tłumy.

Na wyścigi przychodzą tysiące ludzi, a przy kasach dzieją się dantejskie sceny. Służewieccy bukmacherzy, spikerzy i komentatorzy stają się bohaterami legend na równi z najlepszymi dżokejami.

Publiczność dopisuje również dlatego, że obstawianie gonitw jest wówczas dozwoloną formą hazardu, a poza tym w obiekcie zawsze jest piwo. Słynny jest również miejscowy bufet i serwowane w nim menu, w tym podawana na gorąco ryba po grecku oraz grzaniec.

Nieodzownymi postaciami na wyścigach są tzw. jednodniowi milionerzy, chętnie dzielący się radami, typującymi faworytów, no bo przecież kto „gra grubo, kiedyś wygrać musi”.  

W tamtym czasie Służewiec był ulubionym miejscem spotkań znanych aktorów, pisarzy, sportowców i dziennikarzy. Bywali tutaj m.in. komentator sportowy Jan Ciszewski, Jan Englert, Jerzy Engel oraz Boniek.
Joanna Chmielewska autorka popularnych kryminałów miała tutaj swoje stałe miejsce w przeszklonej loży na pierwszym piętrze. Przychodziła popijała piwo i paliła papierosy. Obstawiała gonitwy. Wygrywała a czasem przegrywała.

Z tej pasji napisała nawet książkę „Wyścigi”. Jej główna bohaterka, Joanna, jest częstym gościem na warszawskim torze wyścigów konnych. Pewnego dnia znajduje tam ciało zamordowanego dżokeja. Podejmuje współpracę z policją i jednocześnie prowadzi prywatne śledztwo. Stara się rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci.

To właśnie z stamtąd pochodzą tak znane cytaty jak: „Nie ma na świecie tak bogatego faceta, żeby nim nie wstrząsnęła wygrana, względnie przegrana na koniach (…) oraz „Życie bez namiętności jest nic nie warte”.

Szansa na nowo

Niestety, na początku XXI wieku dobra passa obiektu się skończyła. W 2004 roku Wyścigi zbankrutowały. Obiekt zaczął popadać w ruinę, pojawiło się również nowe zagrożenie: deweloperzy marzący, aby wybudować w tym atrakcyjnym miejscu kolejne apartamenty.

Na szczęście w 2008 roku Totalizator Sportowy przejął w 30 letnią dzierżawę kompletnie zrujnowany hipodrom. Pojawiły się też pieniądze na nagrody, których wysokość określono w umowie dzierżawy spisanej pomiędzy Totalizatorem Sportowym i Polskim Klubem Wyścigów Konnych. Znalazły się ponadto środki na modernizację zrujnowanego obiektu. Rewitalizacja obiektu zajęła kilka lat. Po drodze trzeba było pokonać wiele przeszkód – od poddania się rygorom nałożonym przez Stołecznego Konserwatora Zabytków, poprzez zdobycie długiej listy niezbędnych uzgodnień.

Dziś Służewiec powoli odzyskuje dawny blask. Piękny budynek zyskał m.in. klimatyzację.

Rok temu w czerwcu nastąpiło otwarcie Trybuny Honorowej.  Publiczność po raz kolejny nie zawiodła. Znów wróciła. Warszawa znów może pochwalić się najpiękniejszym w Europie, kompleksowo wyremontowanym torem wyścigowym. Tak jak przed laty znowu jest to miejsce chętnie odwiedzane w weekendy.  

Żeby zrozumieć magię tego miejsca trzeba koniecznie wybierać się na jedną gonitw. Jeżeli wykupimy miejsce w tzw. strefie A (Trybuna Honorowa) zapoznajmy się jednak wcześniej z obowiązkowym dress code. Panie mile widziane są w kapeluszach. Nie zapominajmy, to bardzo elegancka impreza. 

Każdego roku we wrześniu miłośnicy wyścigów w napięciu czekają na wyjątkową gonitwę, Wielką Warszawską. Gdy się rozpoczyna, leniwy, piknikowy nastrój ustępuje prawdziwej gorączce. W momencie wyjścia galopujących koni na ostatnią prostą, gdy ziemia drży pod ich kopytami ekscytacja publiczności sięga zenitu. Niewiele jest takich miejsc, gdzie już od pierwszych chwil można poczuć dreszcz takich emocji.

Tę magię tworzą nie tylko konie, ale również ludzie, ich pasje, poświęcenie i odwaga.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
100 Lat Polskiej Gospodarki
Grzegorz W. Kołodko: Największym wyzwaniem jest demografia
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
100 Lat Polskiej Gospodarki
Jan Grzegorz Prądzyński: Wielkim wyzwaniem będą samochody autonomiczne
100 Lat Polskiej Gospodarki
Dąbrowski: Otworzyć się na potrzeby nowego pokolenia
100 Lat Polskiej Gospodarki
Gróbarczyk: 5 minut, które trzeba wykorzystać
100 Lat Polskiej Gospodarki
Dziubiński: Mamy wielki potencjał