Cena na rynku nie jest dziś miarodajna ani dla koncernów energetycznych, ani dla klientów końcowych – zgodnie stwierdzili uczestnicy panelu „Obowiązek sprzedaży energii przez giełdę – szansą czy zagrożeniem konkurencyjności rynku i bezpieczeństwa energetycznego".
– Zdaję sobie sprawę z paradoksu. Zewnętrzne narzędzia administracyjne przy budowaniu wolnego rynku w pierwszej chwili mogą się wydawać niewskazane. Niemniej płynny rynek generujący transparentną cenę zapewnia efektywność przedsiębiorstw na konkurencyjnym rynku – powiedział Paweł Ostrowski, prezes Towarowej Giełdy Energii.
TGE zgłosiła do noweli ustawy postulat podniesienia obligo do 55 proc. (z 15 proc.). Finalna decyzja należy jednak do ministra energii, który bada, czy i do jakiego poziomu podnieść obowiązek sprzedaży energii przez giełdę.
Rynek już widzi zaburzenie, które nastąpiło po wygaśnięciu 100 proc. obligo dla największego wytwórcy – Polskiej Grupy Energetycznej. Płynność w kontraktach terminowych spadła tak drastycznie, że trudno jest kupić większy wolumen. – Handlowcy obawiają się otwierać pozycję na 10 MWh, bo może się zdarzyć, że nie będą mogli jej zamknąć. To podraża zakup i uniemożliwia prognozowanie cen, które są dość przypadkowe – wskazuje Iwona Ustach, wiceprezes Noble Securities, który jest pośrednikiem dla spółek obrotu oraz klientów końcowych kupujących część energii na TGE. Kolejnym elementem owej niestabilności są nawet kilkuzłotowe różnice między zleceniami.
Zdaniem Janusza Moroza, członka zarządu ds. handlowych Innogy Polska, problem jest nawet ze zleceniami dwukrotnie mniejszymi: – Dokupienie kolejnych 5 MWh powoduje skok ceny – argumentuje.