„W razie przyjęcia proponowanych rozwiązań przedsiębiorca zostanie skonfrontowany z żądaniami co najmniej kilku organizacji zbiorowego zarządzania”. To prawda – tak będzie w przypadku platform internetowych. Ale to znów tylko połowa prawdy – i to chyba nawet ta „mniejsza połowa”. W tej chwili bowiem taka sytuacja ma miejsce w przypadku nadawców tradycyjnych. Stacje telewizyjne kablowe, sieci kin są skonfrontowane z tymi „żądaniami” i jednak funkcjonują i przynoszą zyski swoim właścicielom. Dlaczego miałoby się to nie udać w przypadku platform internetowych, które z roku na rok stają się potężniejsze i zamożniejsze? (globalny zysk platformy N. tylko za IV kwartał 2023 roku to niemal 2 miliardy dolarów) Ponadto opłaty, których domagają się polscy twórcy, są skalkulowane na niższym poziomie niż na przykład te we Francji. I tam jakoś się udaje zarabiać.
Wprowadzenie nowych przepisów i obciążeń dla nadawców spowoduje przerzucenie kosztów na użytkowników. Czyli jeśli nowe przepisy wejdą w życie i platformy streamingowe będą musiały zapłacić ten 1, czy 1,5% od zysku, to podniosą ceny abonamentów. Tyle że realny wzrost proporcjonalny do obciążeń wynikających z przyjęcia ustawy podniósłby abonamenty o jakieś 50 groszy miesięcznie, a tymczasem platformy stale podnoszą cenę usług, blokują korzystne dla użytkowników rozwiązania (np. współdzielenie kont) niezależnie od przepisów. Nowe obowiązki niczego nie zmienią, bo są de facto kroplą w morzu kosztów i zysków. A przy okazji warto zauważyć, że korporacje międzynarodowe korzystają z różnych udogodnień i zachęt ze strony państwa, które te obciążenia zmniejszają, a często nawet mogą je niwelować.
Wynagrodzenie za korzystanie z utworów w internecie nie powinno być przymusowe, bo ogranicza swobodę gospodarczą. Lepszym rozwiązaniem jest dobrowolność. Można się spotkać wręcz ze sformułowaniami, że „prawo do wynagrodzenia nie jest dominującym rozwiązaniem w Unii Europejskiej”. To już jest kompletne kuriozum, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że zdanie to padło w kontekście właśnie przymusu płacenia tantiem. Sprawiedliwe i proporcjonalne wynagrodzenie przyświeca idei Dyrektywy DSM, a także jest podstawą funkcjonowania nowoczesnych społeczeństw. Czasy wyzysku kapitalistycznego odchodzą w przeszłość – co prawda powoli, ale jednak to się dzieje. W całej Europie na pierwszym miejscu stawia się dobrostan człowieka, a nie zysk korporacji. Większość pracowników, a już zwłaszcza tych z „pokolenia Z”, przede wszystkim szuka balansu pomiędzy zyskiem i życiem. I proponowane zmiany ustawowe w tę stronę zmierzają – do podzielenia się wypracowanym wspólnie zyskiem na rzecz life-balance, w miejsce budowania kolejnych pałaców przez wąskie grono zarządzające korporacjami. Sposobem na osiągnięcie tego stanu jest wprowadzenie ustawowego przymusu dzielenia się zyskiem. Inaczej nigdy tego podziału zysku nie będzie, bo z zasady, jeśli przedsiębiorca (korporacja) ma dobrowolny wybór – zapłacić, czy nie zapłacić, to wybierze niepłacenie (i nie jest to atak na przedsiębiorców, tak po prostu podpowiada logika biznesu).
Tylko kompromis doprowadzi do rozładowania napięć
Twórcy otrzymali już raz wynagrodzenie umowne i nie mają prawa żądać dodatkowych kwot, bo nie ponoszą ryzyka działalności. Bardzo często podnoszony argument również jest półprawdą. Bo owszem, twórcy podpisują umowy i zgadzają się na jakieś wynagrodzenie, lecz ponoszą ryzyko w równym stopniu jak producenci i emitenci. Wiele umów zawiera klauzule wypłacalności tylko w momencie doprowadzenia utworu do końca, co bardzo często nie ma miejsca – i to nie z winy autorów, tylko często z „przyczyn niezależnych”. Twórca wtedy zostaje na przysłowiowym lodzie, angażując się często przez wiele miesięcy i pracując za minimalne stawki, a często wręcz tylko za ich obietnicę – co już wprost przypomina warunki prekariatu. Wynagrodzenie twórców od dziesiątków lat składa się z dwóch transz. Wynagrodzenia umownego za pracę na etapie produkcji oraz drugiej transzy uzależnionej od oglądalności dzieła, ale nie mierzonej wyłącznie jego popularnością czy sukcesem, a samym faktem korzystania z niego przez odbiorców. Taki układ wydaje się sprawiedliwy. Na początku prac, kiedy podpisuje się umowę, nie sposób stwierdzić, czy dzieło przyciągnie zainteresowanie odbiorców – łatwo zażądać zbyt wysokiej lub zbyt niskiej kwoty. Rozwiązaniem salomonowym jest właśnie system tantiem. Pierwotna umowa nie obciąża nadmiernie producenta, natomiast druga rata przychodzi tylko w momencie, kiedy utworów jest przez publiczność oglądany. Im większy sukces, tym więcej pieniędzy. Jeśli sukcesu nie ma, nie ma też pieniędzy. Czy to nie jest sprawiedliwy system?
Publiczna dyskusja ma na celu przekonanie do swojego stanowiska opinii publicznej, ale także decydentów – posłów i senatorów. Ta dyskusja jest częścią lobbingu – który, jeśli jest transparentny, nie powinien być postrzegany negatywnie. Jednak, aby sama dyskusja była transparentna i zrozumiała, należałoby z niej wyeliminować właśnie półprawdy i zająć klarowne stanowiska. A te są następujące: twórcy domagają się sprawiedliwego udziału w sukcesie swoich dzieł, a strona korporacyjna stara się zablokować przymus dzielenia się sukcesem i zyskami, które czerpie bezpośrednio z dzieł twórców. Obie strony muszą się ostatecznie spotkać – najlepiej pośrodku, bo tylko kompromis doprowadzi do rozładowania napięć. Oby stało się to jak najszybciej.
Maciej Sobczyk - scenarzysta i przewodniczący Gildii Scenarzystów Polskich