Stal obchodzi 75-lecie i w Gorzowie zrobiono dużo, by uświetnić jubileusz dziesiątym tytułem mistrzów Polski. Jednak podobnie jak dwa lata temu, gdy zespół Stanisława Chomskiego awansował do finału Ekstraligi, droga ku temu wiodła pod górkę.
W 2020 roku Stal rozpoczęła sezon od sześciu porażek, po drodze był też pożar na stadionie, a mimo to weszła do finału i dopiero wtedy zatrzymała ją Unia Leszno.
Teraz też gorzowianie doświadczyli całej serii plag. W czerwcu aresztowany został prezes klubu, w lipcu kibice dowiedzieli się, że Bartosz Zmarzlik, ikona Gorzowa, po sezonie zmienia barwy klubowe. I jakby tego było mało, prawie wszyscy zawodnicy, poza Zmarzlikiem i Patrickiem Hansenem, łapali urazy lub poważne kontuzje. Anders Thomsen sezon zakończył w sierpniu złamaniem nogi. Na szczęście na czas zdążył wrócić rekonwalescent Martin Vaculik i Stal najpierw wygrała z Apatorem, a później wyeliminowała w półfinale Włókniarza Częstochowa.
Motor, finałowy rywal Stali, też miał w tym sezonie przygody, ale w znacznie mniejszej skali. Określenie „mieszanka rutyny z młodością” pasuje do składu, który zmontowano w Lublinie.
W fazie zasadniczej Motor był niemal bezbłędny. Skutecznością imponował Mikkel Michelsen, drugą młodość przeżywał Jarosław Hampel, a Dominik Kubera z przytupem wszedł do czołówki polskich żużlowców.