Zapowiedzi wyglądały obiecująco. Gdy w zeszłym roku ogłoszono, że rolę promotora – a w praktyce organizatora – Grand Prix na dziesięć lat przejmie należąca do amerykańskiego Discovery spółka Eurosport Events, jej szef François Ribeiro oznajmił: – W 2032 roku żużel stanie się sportem bardziej globalnym. Będzie o nim głośno nie tylko w Europie.
Na razie mamy tylko odświeżoną wersję cyklu, który widzieliśmy już przed pandemią, gdy promotorem było brytyjskie BSI. Grand Prix wraca przede wszystkim na PGE Narodowy w Warszawie i Principality Stadium w Cardiff.
Odświeżona została stawka zawodników, choć głównie dzięki wyrzuceniu Rosjan
– Najpierw trzeba przywrócić, co było, czyli znów zapełnić stadiony. Gdy to się uda, i gdy poprawimy ogólną jakość Grand Prix, wtedy możemy pomyśleć o nowych krajach. Nie oczekujcie jednak od nas wielkich zmian w jedną noc. Bądźcie cierpliwi – tłumaczył pod koniec ubiegłego roku Ribeiro, choć cykl już teraz reklamuje się hasłem: „Nowa era żużla”.
Organizatorzy chcieli wrócić na antypody, ale wciąż nie wiadomo, czy się uda. Nie jest nawet jasne, czy ktoś przejmie zaplanowany na lipiec turniej w rosyjskim Togliatti.