Olha Charłan: Czas otworzyć oczy

Nie ma w przestrzeni publicznej miejsca dla terrorystycznego kraju. Polacy dali przykład, ale nie wszyscy poszli tą drogą – mówi „Rz” ukraińska szablistka Olha Charłan, czterokrotna medalistka olimpijska.

Publikacja: 05.06.2023 03:00

Olha Charłan: Czas otworzyć oczy

Foto: AFP

Kto wygrywa dziś na polu sportowej dyplomacji: Rosja czy Ukraina?

Chciałabym wierzyć, że świat jest po stronie światła i prawdy. Dostajemy przecież olbrzymie wsparcie. Nie wszyscy chyba jednak rozumieją sytuację albo po prostu nie chcą jej zrozumieć – zwłaszcza ci będący na samej górze, u władzy. Prawda jest po naszej stronie, ale czasem niestety bardzo trudno wygrać z pieniądzem.

Czytaj więcej

Kamil Kołsut: Ignorancja w Paryżu, ukraińska tenisistka wygwizdana. Czas na Macrona

Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zarekomendował dopuszczenie do międzynarodowych startów tych Rosjan i Białorusinów, którzy nie mają powiązań z resortami siłowymi oraz nigdy nie poparli wojny. To uczciwe?

Uważam, że kiedy trwa wojna, nie powinno być dla nich miejsca w międzynarodowym sporcie. Jestem Ukrainką i choć obecnie nie mieszkam w kraju, to są tam moja rodzina oraz miliony innych ludzi. Rosja to kraj terrorystyczny. Nie powinno być dla niego miejsca w przestrzeni publicznej. Możemy pomyśleć o powrocie tamtejszych sportowców dopiero, kiedy wojna dobiegnie końca.

Bez wyjątków? Garri Kasparow proponuje prosty test w formie deklaracji: „Wojna to zbrodnia, reżim jest nielegalny, a Krym – ukraiński”…

Garri Kasparow to legenda. Dziękuję za jego wsparcie, w pełni się zgadzam. Widzę miejsce na wyjątki, ale wymagają one publicznego oświadczenia ze strony zainteresowanych. Dla nas sytuacja jest bardzo jasna, bo znamy prawdę. Myślę, że Rosjanie też ją znają. Nie umiem zrozumieć tych spośród nich, którzy publicznie określają się jako ofiary całej sytuacji – dotyczy to zwłaszcza niektórych tenisistek. Moim zdaniem to nieporozumienie.

Jak zareagowała pani na decyzję Międzynarodowej Federacji Szermierczej (FIE), która na początku marca – jeszcze przed rekomendacją MKOl-u – zgodziła się na powrót Rosjan?

Poczułam wielkie rozczarowanie. Uczestniczyłam w tym kongresie, ale miałam wrażenie, że decyzja zapadła już wcześniej i nikt mnie nie słucha, choć opowiadałam, ilu sportowców zginęło podczas wojny oraz jak wielu rosyjskich szermierzy to wojskowi. Przekonywałam i apelowałam: „Musicie nas zrozumieć”. Aż do głosowania miałam nadzieję na cud, ale zrozumiałam, że lepszy świat chyba jednak nie istnieje. Poczułam się zdradzona, oszukana. Nie rozumiałam, dlaczego ci ludzie nie umieją otworzyć oczu. Później dostaliśmy jednak olbrzymie wsparcie od dziesiątków, setek szermierzy. FIE ten sprzeciw się nie spodobał, ale przecież jest XXI wiek. Wszyscy mamy głos, musimy go używać.

Szefem federacji przez lata był oligarcha Aliszer Usmanow. Ta decyzja była dowodem, że rosyjskie wpływy w szermierce pozostają silne?

Nie mamy na to twardych dowodów. Zostają nam podejrzenia, choć wszystko na to wskazuje.

FIE weryfikuje dziś przeszłość Rosjan oraz ich powiązania, wiele gwiazd nie dostało zgody na udział w mistrzostwach świata. Federacja prześwietla ich uczciwie?

To bez znaczenia. Powinni podpisać deklarację, w której sprzeciwiają się reżimowi. Podobno na dziś kilkunastu dopuszczono już do udziału w mistrzostwach świata. Niestety, ale Włosi – impreza odbędzie się w Mediolanie – obiecali im wizy. Powinni zrobić to samo co Polacy przy okazji igrzysk europejskich oraz Pucharu Świata w Poznaniu. Wystarczyło oznajmić: „Podpiszecie odpowiednią deklarację sprzeciwu, przyjedziecie”. Daliście świetny przykład. Szkoda, że nie wszyscy poszli tą drogą.

Dwie pierwsze imprezy zaliczane do kwalifikacji olimpijskich odbyły się jeszcze bez Rosjan, a pani podczas tej premierowej stanęła na podium…

Dziś pod względem kalendarza startów żyjemy niestety z dnia na dzień. Stanowiska naszego Ministerstwa Sportu i komitetu olimpijskiego są jednak jasne. Tam, gdzie pojawią się Rosjanie, my nie wystartujemy. Obecnie wszystko zmienia się z dnia na dzień, nieustannie docierają do nas nowe informacje. Raz pojawia się nadzieja, a po chwili znika. To frustrujące.

Miała pani okazję w ostatnich miesiącach rozmawiać z rosyjskimi szermierzami?

Byliśmy przed wojną kolegami, nawet przyjaciółmi. Liczyliśmy na ich pomoc. Wierzyliśmy, że zabiorą głos. Czas pokazał jednak, kim są. Dziś nawet nie próbuję ich zrozumieć. Nie interesuje mnie, jak się czują i z czym się zmagają, bo nie da się tego porównać do naszych przeżyć. Wielu tamtejszych szablistów i szablistek ma kontrakty z armią, która zabija ludzi, rujnuje miasta i cały nasz kraj. Niektórzy mieli mój numer telefonu, ale nikt się nie odezwał. To jedynie kontakty oraz relacje ze sportowych aren. Mam też w Rosji bliskich, dalszą rodzinę. Nie rozmawiamy od 2014 roku. Wojna oraz kremlowska propaganda sprawiły, że wiele kontaktów się urwało.

Jakiej decyzji MKOl-u spodziewa się pani w kontekście przyszłorocznych igrzysk?

To trudny temat, bo widzę, że nasz komitet olimpijski oraz ministerstwo próbują robić wszystko, co tylko mogą. Później czytam jednak prasę, widzę wypowiedzi Thomasa Bacha. Spodziewam się, że zobaczymy Rosjan na igrzyskach – jako sportowców neutralnych, którzy nie muszą podpisywać jakichkolwiek deklaracji. To dla nas, jako Ukraińców, nieakceptowalne. Obawiam się, że wówczas naszej reprezentacji w Paryżu po prostu zabraknie.

Czytaj więcej

Garri Kasparow: To będzie początkiem końca reżimu

Popiera pani bojkot igrzysk, w których wezmą udział Rosjanie?

Jako sportowiec jestem waleczna, mam własny front. Uważam, że bardziej niż Rosjanie zasługujemy na udział w igrzyskach. Zasługujemy po prostu na więcej. Dzień, w którym oni pojawią się na igrzyskach, a nas zabraknie, będzie jak podniesienie rąk, trochę w geście kapitulacji. Uważam, że jako sportowcy powinniśmy być obecni na zawodach, zabierać głos oraz pokazywać całemu światu: „Ukraina jest, istnieje, walczy”. Będą na imprezach, które ogląda cały świat, mamy głos. Nieobecność na igrzyskach dla każdego sportowca byłaby olbrzymim rozczarowaniem. Z drugiej strony wiemy, że sytuacja nie jest naturalna, w naszym kraju trwa przecież wojna. Bojkot to trudny temat.

Widzi pani, że świat sportu jest w waszej sprawie podzielony?

Chciałabym wierzyć, że świat jest po stronie światła i prawdy, ale chyba nie wszyscy chcą zrozumieć sytuację – zwłaszcza ci na górze, będący u władzy

Olha Charłan

Wsparcie, jakie dostaliśmy w środowisku, było olbrzymie. Czujemy je cały czas. Dziewczyny z Polski mają na strojach małe ukraińskie flagi. Jednocześnie są też jednak sportowcy, którzy uważają, że ich głos nie ma znaczenia. Boją się sprzeciwić własnej federacji, rządowi. Nie chcą mówić, korzystać z prawa do wyrażania własnych poglądów. Chciałabym to zmienić. Każdy z nas ma przecież głos i powinien z niego korzystać.

Gdzie pani dziś mieszka?

Pochodzę z Mikołajowa, ale jeszcze przed wojną zamieszkaliśmy z moim partnerem w Bolonii. Jestem tu także z siostrą i bratankiem. Po wybuchu wojny byłam w Ukrainie trzy razy.

Zostawiła pani tam bliskich?

Mam tam wciąż rodziców, wujka, babcię. Pod koniec stycznia zawiozłam im medal z Grand Prix Tunisu. Okazało się, że nie do końca byłam gotowa na ten powrót, zobaczyłam miasto w gruzach. Sytuacja nie jest idealna, ale na pewno wygląda dziś już lepiej niż podczas okupacji Chersonia, kiedy codziennie trwały bezlitosne bombardowania. Rodzice spędzili w piwnicy sześć miesięcy, tata śpi tam do dziś. Mama wróciła na górę, kiedy udało się uwolnić Chersoń. Powiedziała, że wierzy w naszą armię. Tata nie dał się przekonać. Jesteśmy w stałym kontakcie.

Co powiedziałaby pani tym, którzy przekonują, że nie wolno mieszać polityki ze sportem?

Jeśli ktoś uważa, że sport nie ma związku z polityką, to niech wszyscy startują na wielkich imprezach jako atleci neutralni. Usuńmy flagi. Słyszałam Bacha, który przekonywał, że na świecie toczy się dziś wiele wojen. Żadna nie ma jednak takiej skali. Inwazja Rosji na Ukrainę powinna zmienić świat – także ten sportowy. Kiedy ktoś mówi mi o rozdziale polityki i sportu, to chciałabym krzyknąć: „Nie zaczynaj! Nie wygrasz tej rozmowy!”. Sport jest przecież bardzo często narzędziem w służbie propagandy. Jeśli ktoś uważa inaczej, to oznacza, że zamyka oczy i nie chce znać prawdy. To nie jest pierwsza wojna wywołana przez Rosję, a przecież wciąż unosi się nad nimi skandal dopingowy. Ile mamy dawać im czasu, ile szans? To musi się skończyć. Nadszedł czas na zmiany. Otwórzcie oczy.

Kto wygrywa dziś na polu sportowej dyplomacji: Rosja czy Ukraina?

Chciałabym wierzyć, że świat jest po stronie światła i prawdy. Dostajemy przecież olbrzymie wsparcie. Nie wszyscy chyba jednak rozumieją sytuację albo po prostu nie chcą jej zrozumieć – zwłaszcza ci będący na samej górze, u władzy. Prawda jest po naszej stronie, ale czasem niestety bardzo trudno wygrać z pieniądzem.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Żużel
Nowy kontrakt telewizyjny Ekstraligi. Złote czasy czarnego sportu
Inne sporty
Kajakarze walczą o igrzyska w Paryżu. Została ostatnia szansa
SPORT I POLITYKA
Andrzej Duda i Recep Tayyip Erdogan mają wspólny front. Stambuł wchodzi do gry
Inne sporty
Kolejna kwalifikacja. Reprezentacja Polski na igrzyska rośnie
sport i nauka
Sport to zdrowie? W przypadku rugby naukowcy mają wątpliwości