Szwedzcy obywatele nie obawiają się pisma z urzędu, pisze dr Milena Hadryan w fascynującej książce „Demokratyzacja języka urzędowego". Fascynującej, bo wyłania się z niej obraz świata absolutnie dla nas egzotycznego. W tym świecie broszura informująca o procedurach związanych z rocznym zeznaniem podatkowym liczy raptem dwie strony. Może nic dziwnego, skoro szwedzki podatnik otrzymuje od urzędu skarbowego wypełniony formularz deklaracji i – jeśli wszystko się zgadza – musi go jedynie zaakceptować (np. e-mailowo lub esemesem). Można też oczywiście pobrać dłuższą broszurę, która „obszernie prezentuje system podatkowy w Szwecji". Liczy ona osiem stron i obejmuje m.in. informacje, na co państwo przeznacza podatki.
Pisane dla laika
Szwedzki obywatel może liczyć na to, że adresowane do niego pisma urzędowe będą spersonalizowane, zwięzłe i utrzymane w przyjaznym tonie, a przy tym napisane prostym i zrozumiałym językiem – zwanym klarsprak. Obowiązek używania takiego języka nakłada na instytucje publiczne ustawa językowa z 2009 r., której odpowiedni paragraf brzmi: „Język używany w działalności publicznej powinien być poprawny, prosty i zrozumiały". „Poprawność" definiuje się przy tym jako zgodność z normami językowymi, „prostotę" – jako podobieństwo do języka mówionego, a „zrozumiałość" – jako dostosowanie do odbiorcy.
Pisząc w klarsprak, nadawca stara się tak skonstruować wypowiedź, by była ona zrozumiała dla odbiorcy o niewielkiej wiedzy, a nawet o niskiej motywacji do czytania. W egalitarnej Szwecji przyjmuje się bowiem, że odbiorca jest laikiem w dziedzinie prawa i administracji, który ma prawo nie interesować się niczym poza własną sprawą oraz nie znać przepisów ani zawiłości stylu prawniczego. Dlatego to nadawca musi dołożyć starań, by jego komunikat był zrozumiały.
Styl kancelaryjny
Oczywiście nie zawsze było tak pięknie. Do połowy XX w. w szwedzkich urzędach dominowała kancelaryjna odmiana języka określana jako styl „bardziej skomplikowany niż to jest potrzebne". Pozostając pod wpływem łaciny i języka niemieckiego, charakteryzowała się ona długimi zdaniami o skomplikowanej budowie, częstym użyciem strony biernej oraz schematycznym powielaniem archaicznego szyku wyrazów. Podobno kłopoty Polaków z lekturą pism urzędowych są niczym wobec tego, z czym musieli się mierzyć Szwedzi. Potrzebna była więc rewolucja i tę rewolucję udało się przeprowadzić.
Jak pisze dr Hadryan, zaczęło się w latach 40. XX w. od debaty poprawnościowej, która rozwinęła się w reakcji na zawiłość stylu kancelaryjnego. Zapoczątkował ją Erik Wellander pod hasłami Pisz jasno, Pisz prosto, Pisz krótko. Debata ta stała się częścią szwedzkiej polityki językowej. W latach 50. opublikowano pierwszy raport ze wskazówkami, jak należy redagować dokumenty publiczne, a w latach 70. zajęto się już systematyczną odgórną reformą języka urzędowego.