Nastolatek pojechał z rodzicami do Austrii na ferie. Podczas gdy rodzice jeździli na nartach, on szalał na snowboardzie. Brak wyobraźni i nadmierna wiara we własne możliwości sprawiły, że rozpędzony na stoku chłopak nie zdążył wyhamować na zakręcie i wpadł na dziesięciolatka, którego mocno poturbował. Sam przy okazji upadku złamał nogę i obojczyk. Finansowe konsekwencje były poważne. Obaj poszkodowani zostali ze stoku zwiezieni helikopterem i trafili do szpitala, a sprawca musiał zapłacić tez odszkodowanie ofierze wypadku. Dzięki polisie narciarskiej koszty pokrył ubezpieczyciel.
Warto sprawdzić: Złamana noga na lodzie? Jak dochodzić odszkodowania
Polisę dopasuj do potrzeb
Innej ochrony potrzebujemy, gdy planujemy spędzić zimowe ferie w Polsce, a innej, gdy jedziemy do Włoch, Francji czy Szwajcarii. W kraju przyda się ubezpieczenie OC, assistance, następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW) i ewentualnie sprzętu sportowego. Dzieci przeważnie mają szkolne ubezpieczenie NNW, ale sumy ubezpieczenia w tych polisach zwykle są tak niskie, że nie wystarczą na wydatki po wypadku na nartach.
Za granicą niezbędne jest oprócz tego ubezpieczenie kosztów leczenia (KL), kosztów transportu i ratownictwa, a także kosztów związanych z rezygnacją z wyjazdu oraz wcześniejszym powrotem.
Jeżeli wyjazd na narty organizujemy samodzielnie, wykupienie odpowiedniej polisy powinno być równie oczywiste jak zapewnienie sobie transportu czy noclegów. W przypadku wyjazdu z biurem podróży ubezpieczenie dostajemy w pakiecie, ale pakietowi takiemu warto dokładnie się przyjrzeć, gdyż może okazać się niewystarczający, a wtedy trzeba ubezpieczyć się dodatkowo. Koszty leczenia na 10 tys. euro czy OC na 20 tys. zł to zdecydowanie za mało. Jeśli na stoku lubimy wypić grzańca, zwróćmy uwagę na to, żeby polisa zawierała klauzule alkoholową, czyli dawała ochronę w sytuacji, gdy zrobimy sobie krzywdę, mając za dużo alkoholu we krwi.