Mecz na korcie nr 12 oznaczał sporą widownię na trybunach, sądząc po odgłosach, w dużej części polską, dwa dobre sety, grane przez Polkę z rosnącą wiarą w zwycięstwo oraz radość wygranej, która, choć po cichu zapowiadana przez Magdę Linette, nie była przecież oczywista.

Drugi set był bardziej emocjonujący, nie tylko dlatego, że dłuższy. Pani Magda prowadziła 6:4, 5:4 i miała serwis (tego dnia bardzo skuteczny), ale, choć sięgnęła po sławne karteczki, krótki zryw młodej Rosjanko-Amerykanki okazał się wówczas skuteczny, był remis.

Nie doszło do tie-breaka, bo Linette potrafiła raz jeszcze pokazać odwagę, konsekwencję i świetne przygotowanie do gry na trawie. Do końca panowała nad wymianami, wygrała dwa gemy i może mówić, że pokonanie połfinalistki Roland Garros, 26. rakiety świata, to nie jest szczyt jej możliwości.

Zagra w sobotę z dwukrotną mistrzynią Wimbledonu Petrą Kvitovą, rozstawioną z nr 6. Teraz Czeszka zwyciężyła dość pewnie Ons Jabeur i Kristinę Mladenovic, ale może to nie były rywalki, które zmusiły ją do wielkiego trudu. Polkę pokonała raz, trzy lata temu w Montrealu, wtedy Linette wygrała tylko trzy gemy.

Dodatkowym zyskiem z sukcesu będzie też awans rankingowy pani Magdy, tuż przed Igę Świątek, oznacza to, że w sobotę czeska rakieta nr 2 zmierzy się z polską rakietą numer 1.