Chyba jeszcze nigdy w rozmowie na korcie tuż po meczu i podczas konferencji prasowej Roger Federer tak często nie używał jednego zwrotu: miałem szczęście. W ogóle wydaje się, że nad Szwajcarem w Melbourne słońce nie zachodzi, w poprzednim meczu w super tie-breaku przegrywał z Johnem Millmanem 4:8 i przeżył.
Teraz w spotkaniu z Sandgrenem znów wrócił z zaświatów. W czwartym secie Amerykanin miał trzy meczbole, potem cztery w tie-breaku. Szczególnie zapewne mu żal ostatniej piłki meczowej, gdy przy własnym serwisie nie wykorzystał łatwego woleja mając wolny praktycznie cały kort.
Federer w drugim i trzecim secie grał słabo, prawie nie biegał, wydawało się, że za chwilę skreczuje. Poprosił jednak fizjoterapeutę o pomoc i przetrwał. Po meczu mówił, że wcale nie czuje się wyczerpany, a kłopoty zdrowotne nie wyglądają na groźne i powinien być gotowy na mecz z Djokoviciem, który w trzech setach pokonał Milosa Raonicia wracającego do poważnej gry po kontuzji.
W turnieju kobiet w półfinale zmierzą się rozstawiona z nr. 1 Australijka Ashleigh Barty z Sofią Kenin. Dla urodzonej w Moskwie Amerykanki będzie to debiut w tej fazie wielkoszlemowego turnieju.
Atrakcją środowego wieczoru na Rod Laver Arena (i naszego poranka) będzie ćwierćfinałowy mecz Rafaela Nadala z Dominkiem Thiemem, po których na ten sam kort wejdą Iga Świątek i Łukasz Kubot, by rozegrać z parą australijską Astra Sharma – John Patrick Smith ćwierćfinał miksta.