—korespondencja z Londynu
Wiele odpowiedzi już padło, tylko kilka zostało do wyjaśnienia. Z naszego punktu widzenia może być interesujące, czy Agnieszka Radwańska przegrała z przyszłą mistrzynią, czy też to Serena Williams ożywi marzenia o zdobyciu Wielkiego Szlema w postaci kanonicznej – wygra cztery turnieje w jednym roku. Jeśli wygra Wimbledon to już będzie miała drugi „Szlem Sereny" – bo do zbioru doliczy się jej US Open 2014.
Na razie widać ciche dążenie, by wygrała. Może słusznie, bo taki fakt budzi podziw, pomaga tenisowi, czyni rywalizację jakby bardziej znaczącą. Organizatorzy Wimbledonu pokazali już, że amerykańskiej mistrzyni należą się z urzędu pewne przywileje – nie będzie w piątek uczestniczyła w zwyczajowej konferencji prasowej przed finałem. Uznano, iż swoje powiedziała podczas nieco przedłużonej konferencji po półfinale z Marią Szarapową.
Co powiedziała o nadchodzącym meczu z Muguruzą (wyłączywszy opowieści, jak to jest pobić 17 razy z rzędu Rosjankę)? – To będzie inny mecz z debiutantką, niż tamten z Szarapową w finale w 2004 roku. Wtedy grałam z Rosjanką wcześniej tylko raz. Garbine jest już w WTA Tour już jakiś czas. Ma ponad 20 lat, a Maria była wtedy nastolatką, jak sądzę. Myślę, że to jest porównywanie jabłek z pomarańczami – rzekła do żurnalistów.
Muguruza swoją konferencję (krótszą) też miała, ale jutro stawi się w sali konferencyjnej głównej jeszcze raz, by odpowiedzieć, jak to będzie walczyła w sobotę z Sereną. Może to mała dolegliwość, ale pokazuje, kto jest wyżej w hierarchii.