Dwa lata temu Rosjanin pytany o swój cel przed turniejem Roland Garros odpowiedział: „Wygrać mecz, bo w czterech startach ani razu mi się nie udało”. Od tamtej pory sporo się zmieniło, był ćwierćfinał w Paryżu w roku 2021, czwarta runda rok temu i wreszcie tej wiosny w Rzymie na Foro Italico pierwszy triumf na ziemnych kortach po podręcznikowo wygranym finale z jednym z najzdolniejszych tenisistów młodego pokolenia, Duńczykiem Holgerem Rune.
Po tych zdarzeniach trudno już było skreślać Miedwiediewa w Paryżu, ale pojedynek z Thiago Seybothem Wildem (172 ATP, awans do turnieju głównego po eliminacjach) dowiódł, że stare demony wróciły. Brazylijczyk wygrał 7:6 (7-5), 6:7 (6-8), 2:6, 6:3, 6:4.
Czytaj więcej
Liderka światowego rankingu pokonała Cristinę Bucsę z Hiszpanii 6:4, 6:0.
Ten mecz zaprzeczył teoriom, zgodnie z którymi outsider, kiedy rewelacyjnie zacznie, ale potem nie wykorzysta szansy, by pójść za ciosem, jest na straconej pozycji. A Brazylijczyk popsuł dziecinnie łatwą piłkę, która dałaby mu prowadzenie w setach 2:0 i można było sądzić, że rywal się uratuje.
Jednak to, co zaprezentował Seyboth Wild w czwartym i piątym secie, było najlepszą ilustracją hasła umieszczonego na korcie centralnym i tak często pokazywanego po jego zwycięskich zagraniach przez telewizyjnego realizatora: „Zwycięstwo należy do najbardziej wytrwałych”.