Kończyli mecz, wedle nowojorskiej mody, nad ranem, gdy zegar pokazywał 2.50 rano oraz czas trwania rywalizacji: 5 godzin i 15 minut. Tablica wyników wyświetliła: 6:3, 6:7 (7-9), 6:7 (0-7), 7:5, 6:3 dla Hiszpana.
Czytaj więcej
Liderka światowego rankingu pokonała Amerykankę Jessikę Pegulę i o finał zagra w nocy z czwartku na piątek z Aryną Sabalenką z Białorusi.
Grali dwaj młodzi atleci, wydawało się, niezniszczalni. Od pierwszych piłek narzucili tempo wymian, które niekiedy wyglądały jak kadry z gry komputerowej, albo meczu tenisa stołowego. Po trzech setach pojawiły się oznaki, że to jednak nie wytwór wyobraźni grafika komputerowego, z czasem pojawiły się kryzysy, lecz obaj podnosili się z nich i znów atakowali jakby mecz dopiero się zaczynał, trudno było uwierzyć, że w czwartej lub piątej godzinie można tak odbijać piłki.
Obaj pokazywali chwilami tenis wybitny, choć serwis czasem nie bywał ich wsparciem, wtedy zdarzały się przełamania i emocje wchodziły na nowy poziom. Nawet w ostatnim secie, w którym pierwszy taką przewagę zdobył Sinner, za chwilę znów był remis.
Publiczność na Arthur Ashe wytrwała do końca mniej więcej w połowie, ale kto doczekał, nie żałował. – Nadzieja, to ostatnie rzecz, którą wolno stracić w meczu tenisowym, ja nie straciłem – mówił zwycięzca do Johna McEnroe, dziękując także za wsparcie i chwaląc rywala.