Zaczęły na kameralnym korcie nr 5 o tej samej porze, co Iga Świątek z Jasmine Paolini na Louis Armstrong Stadium – o 11., czyli niemal w gorące nowojorskie południe. Miało to znaczenie, gdyż w połączeniu z wysoką wilgotnością powietrza, warunki do gry w tenisa były niełatwe.
Wydawało się, że mimo pewnej powolności ruchów, potęga serwisu i forhendu Czeszki wystarczy, by mecz trwał tylko dwa sety. Polka, choć zdecydowanie bardziej żwawo poruszała się po korcie, to przegrała szybko 2:6. W drugim secie też chwilę szło ku porażce pani Magdy, wynik 2:2, 0-30 wydawał się groźny, ale jej wiara i atak w końcu dały efekt.
Karolina Pliskova, nie tylko snuła się coraz wolniej, ale nawet wtedy, gdy miała piłkę w zasięgu długich ramion, wydawała się tracić siły i koncentrację. Gdy Polka przełamała serwis Czeszki można było mieć nadzieję, że obraz spotkania się zmieni. Zmienił się – po kilkunastu minutach Linette wygrała seta 6:4.
Panie zeszły z ulgą na przerwę do szatni. W US Open, tak jak w Australian Open obowiązuje „heat rule” – reguła dająca grającym dłuższą przerwę na regenerację, jeśli temperatura na kortach wzrośnie powyżej 30 st. Celsjusza.
Gdy wróciły, Pliskova chwilę biegała nieco szybciej, lecz jej kryzys w pełni nie minął. Magda Linette nadal była szybsza i wykorzystała tę przewagę, by prowadzić 4:1. Może Polka za szybko uwierzyła, że sprawi kolejną niespodziankę w Nowym Jorku, może perspektywa porażki jednak kazała Czeszce zmobilizować ostatnie rezerwy, tak czy inaczej Pliskova wyrównała, potem objęła prowadzenie 6:5 i serwowała.