Ostatnim rywalem Hurkacza w Montrealu był Hiszpan, którego tenisowe zasługi nie są małe, ale nieco brakowało mu efektownych zwycięstw w najważniejszych turniejach ATP World Tour. W finale imprezy z cyklu ATP Masters 1000 znalazł się w niedzielę po raz pierwszy (Polak już wygrał taki turniej w w zeszłym roku w Miami), dość pewnie pokonał wcześniej czterech niezłych rywali (m. in. Włochów Matteo Berrettiniego i Jannika Sinnera).

Mecz z Hurkaczem rozpoczął trochę niepewnie, w połowie pierwszego seta stracił gema serwisowego, sam nie stworzył takiego zagrożenia, więc tyle wystarczyło, by przegrał 3:6. Jednak w dalszej części meczu zaczął lepiej odbierać serwis Polaka, wzmocnił tempo wymian, efekt był widoczny – o tytule musiał decydować set trzeci.

W nim znów Carreno Busta pierwszy zyskał przewagę przełamania, w wymianach spisywał się znakomicie, od prowadzenia 4:2, do wygranej końcowej 3:6, 6:3, 6:3 droga nie była długa. Hiszpan zostanie 14. tenisistą świata i może wreszcie mówić o dużej satysfakcji z dość długiej, trwającej od 2009 roku, kariery.

Wynik finału w Montrealu oznacza dla Huberta Hurkacza pierwszą porażkę w finale turnieju ATP, w pozostałych pięciu przypadkach, gdy już tak wysoko docierał – wygrywał. Pozostanie także na dziesiątym miejscu rankingu światowego. W rankingu The Race, decydującym o udziale w Masters, awansuje na dziewiąte miejsce.

Ma wciąż szansę na poprawę przed US Open. Przed najlepszym polskim tenisistą teraz start w w Cincinnati, gdzie silną obsadę znaną z Kanady uzupełni jeszcze Rafael Nadal. Hurkacz pierwszą rundę ma wolną, gdyż znów jest w ósemce najwyżej rozstawionych, w drugiej zagra z Johnem Isnerem lub Benjaminem Bonzim.