Ani mnie nie drażni, ani nie męczy. Obie dziewczyny w stu procentach zasłużyły na swe miejsce w tenisie. Miały i mają wyniki lepsze ode mnie. Taka jest kolej rzeczy. Nie mam żadnych złych myśli w związku z tym, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza awans Igi, widziany przeze mnie z bliska od początku, mi się podobał. To nie była kwestia, czy wygra Wielkiego Szlema, tylko ile razy to zrobi. To jest kosmiczna kariera, ja się nie mierzę jej miarą. Mam swoją drogę. Staram się zbytnio nad tym nie rozmyślać, tylko żyć własnym życiem. Jak będę w pierwszej piątce na świecie, to oczywiście możemy wrócić do tematu…
Ma pani w domu psa. Co znaczy pies w życiu tenisistki zawodowej?
Udało się nam z mamą adoptować Maksa siedem lat temu, kocha moją mamę najbardziej na świecie, bez niej nie jest w stanie nic zrobić. Na razie uwielbiam zwierzęta głównie na odległość, ale jak skończę karierę, to dam upust tej pasji.
Czyli psy, nie koty?
Psy, ale życie zmienia moje nastawienie do kotów. W Delray Beach kot sąsiadów, chyba bez ich wiedzy, wybrał mnie i mojego trenera, codziennie jak tylko przyjeżdżaliśmy, siedział pod samochodem i na nas czekał. Przychodził, tulił się, pierwszy raz zobaczyłam, jak kot wybrał sobie inny dom, i to mnie przekonuje. Poza tym ten kot za pierwszym razem trafił idealnie w czas – właśnie zachorowałam na Covid-19, nie pojechałam do Australii i pomógł mi przetrwać trudny okres.
Trochę z musu polubiła też pani Stany Zjednoczone?
Nie przepadałam za USA jako krajem. Nie chciałam tam mieszkać. Uwielbiałam tylko Nowy Jork, jako miasto, a nie turniej wielkoszlemowy. W trakcie pandemii, gdy utknęłam w USA na sześć miesięcy, jakoś zrozumiałam ten amerykański rytm życia, dopasowałam się i bardzo mi tego brakowało, jak wyjechałam. Zaczęłam cieszyć się z powrotów. Sam turniej US Open lubię średnio – jest trochę za głośno i nie jest tak elegancko, jak w innych Wielkich Szlemach. Nie lubię tego turnieju także dlatego, że im starsza jestem, tym bardziej cenię sobie spokój. W Nowym Jorku zaczynam szukać miejsc na uboczu.
Zauważyłem, że pani strona internetowa kończy się na 2018 roku. Z jakiej przyczyny?
Z tej, że jedna osoba, czyli ja, nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć. Mam też wrażenie, że strona internetowa cieszy się coraz mniejszym zainteresowaniem, sama też wolę Facebook, Twitter i Instagram. Szczerze? Nie chce mi się spędzać zbyt wiele czasu przy niej, bo chce mi się robić inne rzeczy.
Inne rzeczy, to znaczy?
Na przykład studiowałam, wyliczyłam, że średnio zajmowało mi to pełne dwie godziny dziennie przez minione 5,5 roku, licząc z weekendami.
To dużo...
Dużo, dużo. Nie było to łatwe zadanie, bo starałam się robić wszystko porządnie. Wiem, że studia internetowe wydają się niektórym śmieszne, ale te nie były, zwłaszcza jeśli chodzi o księgowość. Niektóre zajęcia były może łatwiejsze, bo robiłam je z sercem, np. budowanie marki, ale inne po prostu wykonywałam najlepiej, jak potrafię, i zajmowało to mnóstwo czasu.
Jakie są efekty tego wysiłku?
W zeszłym roku zdobyłam licencjat i nie chcę na tym kończyć. Właśnie zastanawiam się, czy robić magisterkę, czy rozpocząć coś innego, na co poświęcić czas i niełatwe do zdobycia pieniądze. Przede wszystkim jednak chodzi o czas, chcę go spożytkować najmądrzej jak się da.
Jest taki program wsparcia dla sportowców w Harvard Business School, korzystała z niego m.in. Maria Szarapowa, zna go pani?
Znam, też go przeszłam. Organizuje to pani profesor, która kocha sport. Wymyśliła jednosemestralne zajęcia na bardzo ciekawej zasadzie: sportowiec wybiera sobie dwójkę nauczycieli-wolontariuszy z Harvardu, którzy umawiają się z nim na pracę przy „case studies” – studiowaniu konkretnych przypadków biznesowych. Trwa to 12 tygodni, kończy się internetowym egzaminem, którym jest rozwiązanie „case study”. Przy okazji jest to coś w rodzaju konkursu, najlepsi przechodzą do drugiego etapu rywalizacji. Trochę żałuję, że nie przeszłam, ale wtedy właśnie miałam operację nogi, kończyłam studia, więc nie mogłam tego zrobić tak dobrze, jakbym chciała. Byłam zbyt wypalona. Ale program pokazał mi, jak Harvard myśli o kształceniu studentów, to coś zupełnie innego niż w Polsce.
Doszliśmy więc do końca jednak po poznańsku, opowiadając o pracy ustawicznej na korcie i poza nim. To co, będzie pani wkrótce bizneswoman?
Bardzo bym chciała, właśnie dlatego zastanawiam się, czy jeszcze bardziej się wyedukować, czy powinnam już zacząć działać. Jak powiedziałam, nie zamierzam marnować czasu.