Korespondencja z Wimbledonu
Najciekawszym meczem kobiecym w poniedziałek był ten z udziałem Alize Cornet. Francuzka miała pomysł na pokonanie pierwszej rakiety Australii (Tomljanovic została nią w marcu po odejściu Ashleigh Barty), ale zdrowie nie pozwoliło. Noga bolała coraz bardziej, zdolności manewrowe malały, a rywalka, też znająca swą robotę doskonale to widziała i wcale się nie spieszyła. Subtelności w tym meczu było wiele, wyszedł ciekawy mecz, w którym niby wynik był znany, ale trochę dramatu dało się wykrzesać.
W spotkaniach Simony Halep z Paulą Badosą oraz Amandy Anisimovej z Harmony Tan przewaga jednej strony była za duża, by wzbudzić podobne emocje. Halep była zbyt szybka dla Hiszpanki, z łatwością kontrowała wszelkie próby ataku rywalki, po prostu fruwała nad kortem centralnym, na który wreszcie się dostała zgodnie z życzeniem trenera Mouratoglou i rumuńskich kibiców.
Panna Tan pozostanie na długo w pamięci za to, jak cztery rundy temu dzielnie pokonała sprytem i odwagą samą Serenę Williams. Anisimova wygląda na taką, którą znacznie uskrzydliło pokonanie Coco Gauff. Amanda – Simona to powinien być dobry mecz.
Nadal długo dawał dał młodszemu koledze, Boticowi van de Zandschulpe, wykład z oszczędnej i skutecznej gry na trawie. Żadnych niepotrzebnie długich wymian, tylko slajsy, kompetencja i umiar w wysiłku. W końcu uczeń coś pojął i w ostatnim z trzech setów rytm zwycięstwa nieco został zakłócony przez przełamania serwisów i zacięty tie-break. Taylor Fritz nie może jednak liczyć, że hiszpański mistrz bardzo się zmęczył.