Nie ma wątpliwości, kto jest dziś najlepszą tenisistką świata, seria 32 zwycięstw z rzędu mówi sama za siebie. Iga wygrywa nawet te mecze, w których nie zachwyca, patrzy na rywalki z góry, a tenisowi eksperci pytają, czy to już początek panowania nowej gwiazdy.
Na turniej Roland Garros Polka przyjechała w aurze niezwyciężoności, ale jej mecze z Danką Kovinić i przede wszystkim z Chinką Qinwen Zheng pokazały, że lekko, łatwo i przyjemnie już było, teraz czas na twardą walkę.
We wtorek poznaliśmy dwie pierwsze półfinalistki turnieju
Iga wychodzi z niej zwycięsko, ale już nie śpiewająco, zdarzają się jej błędy, wróciły nerwowe reakcje, niepokojące spojrzenia w stronę boksu. Oby mecz z Pegulą – zawodniczką solidną, ale bez błysku, o możliwościach dużo mniejszych niż Igi – był powrotem bezdyskusyjnego panowania Polki, bo miło było oglądać mecze w poczuciu, że żadna rywalka nie może zrobić jej krzywdy.
Martina Navratilova przekonuje, że nie mamy powodów do zmartwień. – Iga daje sobie radę z kłopotami, to imponujące, jak nie poddaje się panice, zachowuje wiarę w siebie. Ta wiara jest zresztą uzasadniona, bo znakomicie porusza się po korcie, jest zdrowa i wspaniale uderza piłkę – powiedziała czesko-amerykańska sława sprzed lat. Oby jej słowa były aktualne nie tylko po meczu z Pegulą, lecz także po sobotnim finale.