Robert Peszke: Stabilna mistrzyni i powrót legendy

Mecze finałowe Australian Open 2022 będą długo pamiętane. Sukces Ashleigh Barty po czterech dekadach oddał puchar Daphne Akhurst w ręce gospodarzy. Sukces Rafy Nadala po epickim boju i jednym z najbardziej dramatycznych powrotów ery Open bezsprzecznie przejdzie do historii.

Publikacja: 31.01.2022 13:26

Robert Peszke: Stabilna mistrzyni i powrót legendy

Foto: AFP

Zacznij my jednak od finału pań, gdzie Barty mierzyła się z rewelacyjnie grającą Danielle Collins.

Początek meczu pod dyktando Australijki. Gemy zamknięte w krótkich wymianach. Przewaga Barty w swoich gemach serwisowych wynikała z bardzo skutecznego pierwszego podania. Obydwie  zawodniczki szybko zdobywały przewagę wygrywając zdecydowanie własne gemy serwisowe. Amerykanka, w nadarzających się okazjach, wykorzystywała swój nieprawdopodobny backhand, którym tak zdominowała Świątek w półfinale. Pierwsza rakieta świata też nie miała odpowiedzi na to niszczące uderzenie. Ashleigh Barty jest inna, niż pozostałe dzisiejsze profesjonalne zawodniczki. Ta różnica przejawia się w nieprawdopodobnej stabilności psychicznej. Niemal z kamienną twarzą przechodzi całe mecze i turnieje. Nie można dostrzec odrobiny grymasu, który mógłby wskazywać na jakiekolwiek zdenerwowanie. Jej język ciała i mimika twarzy nie wskazuje na to, że walczy na korcie o sławę i miliony dolarów. Właśnie w tym aspekcie gry dopatrywałbym się jej sukcesu. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden element, a mianowicie świetny serwis pomimo niewielkiego wzrostu. Nie dotyczy to prędkości ( 160-170 km/h ), ale techniki w której miesza rotację i kierunek posyłanych piłek. Zawodniczki returnujące jej podanie są całkowicie zaskakiwane. Stąd bierze się duża ilość asów serwisowych.

Czytaj więcej

Ashleigh Barty wygrywa Australian Open. Nagroda za zimną krew

Pierwszy set finału był bardzo zacięty do momentu, gdy w szóstym gemie nastąpiło przełamanie na rzecz Australijki, która zakończyła pierwszą partię meczu wynikiem 6:3.

Drugi set zaczął się niespodziewanie. Amerykanka doprowadziła do wyniku 2:0 w gemach. Cisza i konsternacja kibiców na trybunach dała się wyczuć, gdy Collins zwiększyła przewagę nad faworytką gospodarzy do 3:0 - ewidentnie ochłonęła po porażce i postawiła się rywalce. Była bardziej konkretna w akcjach, czego efektem stało się prowadzenie 4:1. Australijka w tym momencie popełniła szereg niewymuszonych błędów i było już 5:1. Set drugi zmierzał nieuchronnie do końca. Wszyscy zgromadzeni na korcie głównym im. Roda Lavera i kibice na całym świecie czekali na nieuniknione. Wtedy stało się coś czego nikt nie przewidywał; Ash Barty jak feniks z popiołów zaczęła się odradzać i wygrywać punkt po punkcie, gem po gemie, wyrównując 5:5. Nie dała więcej szans rywalce kończąc seta wynikiem 7:5, tym samym wygrywając cały turniej. Tym zwycięstwem umocniła swoją pozycję Nr. 1 na świecie.

Ten mecz pokazał wszystkim sympatykom, znawcom i tym dla których tenis nie jest życiową pasją, że do póki nie przegrałeś ostatniej piłki w meczu i sędzia nie ogłosił; „gem, set, mecz” wszystko jest możliwe i każdą sytuację można odwrócić na swoją korzyść. Dla przypomnienia, ostatni taki sukces w kobiecym tenisie Australia datowała 44 lata temu.

Czytaj więcej

Cud w Melbourne

Podobny charakter rywalizacji obserwowaliśmy podczas męskiego finału, pomiędzy Nr.2 na świecie Daniłem Medvedevem (Rosja), a wracającym po długiej przerwie po przebytej kontuzji Rafaelem Nadalem z Hiszpanii. Przewidywania bukmacherów były bezlitosne dla Hiszpana. To w Rosjaninie upatrywano faworyta do końcowego sukcesu. Pierwszy set zaczął się bez fajerwerków. Obaj gracze skoncentrowani na swoich podaniach wygrywali swoje gemy serwisowe. Dopiero w piątym gemie Rosjanin odebrał Hiszpanowi serwis i wyszedł na prowadzenie. Po kolejnym przełamaniu w siódmym gemie spokojnie doprowadził do wyniku 6:2. Publiczność zgromadzona na korcie centralnym w Melbourne była trochę zawiedziona dyspozycją Hiszpana i rozpoczęła gorący doping. Rafa jakby usłyszał oczekiwania i pragnienia widzów, zaczął grać coraz bardziej energetycznie uderzając piłki coraz mocniej. Dało to prowadzenie w secie 4:1. Wyraźnie pobudzony Nadal przejął inicjatywę na korcie chcąc zdominować przeciwnika. Analizując obu graczy, nie da się uciec od porównań wielu elementów ich gry i dotychczasowych dokonań. Ale jedna rzecz jest niezmiernie ważna, na którą musimy zwrócić uwagę; to różnica wieku która wynosi aż 10 lat. Ma ona ogromny wpływ na fizyczność obu rywali, zważywszy że turniej w Melbourne jest rozgrywany w środku australijskiego lata. W dalszej części seta Medvedev odrobił straty doprowadzając do tie breaka. Warto odnotować, że dwunasty gem drugiej partii był bardzo zacięty i trwał 13 minut. Raz jeden, raz drugi zawodnik przeważał w wymianach, aż gem padł łupem Daniła. Tie break zaskakująco łatwo wygrał Rosjanin. Wynik na tablicy wskazywał 2:0 dla niego. Tego dnia było nad wyraz widoczne, że Hiszpan nie gra swojego najlepszego tenisa. Wręcz męczy się własną grą, co zdarza mu się bardzo rzadko. Po zakończeniu drugiego seta wszyscy zaczęli zastanawiać się, czy wielki mistrz ma jeszcze siłę do kontynuowania pojedynku. Myślę tu o kibicach zgromadzonych na trybunach i przed telewizorami. O to samo pytali też moi koledzy dziennikarze na antenie Eurosport komentując to spotkanie: „ile zostało paliwa Nadalowi w tenisowym baku?”. Pytania się mnożyły, a Rafa bez rozpamiętywania przegranych dwóch setów przystąpił z wigorem do trzeciej partii. Panowie szli łeb w łeb przez niemal cały set. Punkt za punkt. Gem za gem. Nikt nie chciał odpuścić. Nikt nie chciał oddać pola przeciwnikowi. W żargonie tenisowym taka sytuacja nazywa się „rzeźnią”. W dziewiątym gemie doszło do zaskakującego przełamania na korzyść Nadala. Hiszpan wykorzystał potknięcie rywala i wygrał trzeciego seta do czterech ( 6:4 ). Nagle sympatycy Hiszpana zobaczyli przysłowiowe światełko w tunelu, coś czego mogli się złapać i z nadzieją patrzeć na dalszą część pojedynku.

Oczekiwania te potwierdził Nadal również w czwartym secie wygrywając go do czterech (6:4).

I stało się to na co liczył cały tenisowy świat. Piąty set i szansa Hiszpana na wygranie historycznego 21 tytułu Wielkiego Szlema. Nikt, no prawie nikt, nie dawał szans „bykowi z Majorki” po przegraniu dwóch pierwszych setów. Ale to jest Rafa Nadal. Takie sytuacje i dramatyczne mecze są  dla Hiszpana niczym zwykły dzień w biurze. Czując wsparcie, pozytywną energię płynącą z trybun, zawodnik z Manacor na samym początku decydującej partii przełamał Rosjanina.

To skromne prowadzenie jednak nie było wystarczające i Danil odrobił straty w końcówce seta. Przy wyniku 5:5 emocje sięgały zenitu! W kolejnym gemie Rosjanin nie sprostał Hiszpanowi mimo własnego serwisu. Po 60 sekundach przerwy zawodnicy wrócili na kort i Hiszpan zwycięsko zakończył tą batalię. Po ostatniej piłce trybuny oszalały i zgotowały niesamowitą owację swojemu faworytowi. Nie brakowało też łez szczęścia wśród sztabu szkoleniowego.

Na naszych oczach dokonała się historia. Wszyscy eksperci i znawcy tenisa okrzyknęli ten pojedynek epickim. To starcie Tytanów trwało 5 godzin 24 minuty. My również nie moglibyśmy wyobrazić sobie lepszego zakończenia tej imprezy. Był to zdecydowanie jeden z najlepszych meczy ever.

Tenis
Rafael Nadal wraca do gry. Barcelona czeka na swojego księcia
Tenis
Iga Świątek ambasadorką Lancôme
Tenis
Billie Jean King Cup. Do zobaczenia w listopadzie
Tenis
Stefanos Tsitsipas wygrywa w Monte Carlo. Hubert Hurkacz niżej w rankingu
Tenis
Iga Świątek i reprezentacja Polski zagrają w finale Billie Jean King Cup!