Krzysztof Rawa z Londynu
Mecz Polki z Rosjanką był intensywny, gra Radwańskiej chwilami niezła, ale Kuzniecowa wykształcona na hiszpańskich uniwersytetach tenisowych przygotowała się tym razem doskonale. Miała odpowiedź niemal na wszystkie ataki Agnieszki, sama atakowała mocniej i kontrolowała wydarzenia na korcie nr 3.
Wimbledońskim zyskiem polskiej tenisistki pozostanie pewność, że odrobiła część zaległości treningowych i, mimo kłopotów, wciąż zachowa miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu WTA oraz dostanie 147 tys. funtów premii (brutto), gdyby ktoś chciał znać takie szczegóły.
– Cztery gemy pierwszego seta uciekły mi za szybko. Drugi set był bardziej wyrównany, pojawiły się przede mną szanse, ale trudno mi było coś zrobić. Ale to nie tak, że czułam się gorzej niż w poprzednich rundach. Najgorszym meczem był właśnie pierwszy, z Jeleną Janković, gdy nie czułam piłki i brakowało mi pewności siebie. Na pewno nie byłam fizycznie przygotowana do turnieju, każde spotkanie wiele mnie kosztowało, trawa wyciąga ze mnie trzy razy więcej sił niż inny kort. Więc choć czułam się dużo lepiej i wcale nie miałam po wymianach zadyszki, to nogi i tak stawały, jakby miały doczepione ciężarki. Przed turniejem, biorąc pod uwagę okoliczności, czwartą rundę chyba wzięłabym w ciemno – mówiła Agnieszka polskim dziennikarzom.
Do amerykańskiego tournée zostało Radwańskiej sporo czasu. Wystartuje zapewne 7 sierpnia w Toronto. – Teraz mam nadzieję, że Wimbledon oznacza początek lepszej drugiej połowy sezonu. Mogę nadrobić okres stracony po turnieju w Paryżu, czeka mnie praca, bardzo dużo treningów, na korcie i poza nim. No i we wtorek 18 lipca w warszawskiej hali Mery spotkam się z dziennikarzami na promocji książki „Jestem Isia" – powiedziała Radwańska na zakończenie przygody w Londynie.